wtorek, 16 grudnia 2014

Rozdział 13

Pisane przy:
Harry Potter And The Half-Blood Prince Soundtrack - Malfoy's Mission
Harry Potter And The Half-Blood Prince Soundtrack - The Drink Of Despair

Obraz Katie się zamazał i poczuła szarpnięcie w okolicach brzucha. Widziała różne światła, aż poczuła grunt pod nogami. Delikatnie zakręciło jej się w głowie. Katie potrząsnęła delikatnie głową, po czym spojrzała przed siebie. Ujrzała ładny wiejski dwór. Przez rąboidealne kratki szyb dolnych okien sączyło się światło. Gdzieś z boku, spoza żywopłotu, z pogrążonego w mroku ogrodu dobiegał cichy plusk fontanny. Dziewczyna na widok budynku wydusiła z siebie tylko ciche "wow".
- Gdzie my jesteśmy? - zapytała, zwracając się do Draco, który trzymał ją cały czas za nadgarstek, co było dla dziewczyny niewygodne i trochę bolesne.
- Nie zadawaj pytań i rusz się - syknął, spoglądając na nią, po czym pociągnął ją za sobą z całej siły, że dziewczyna syknęła z bólu.
Kiedy chłopak szedł przed siebie, Katie starała się uwolnić z jego ucisku, mówiąc.
- Zaczekaj... Powiedz mi, dlaczego mnie uratowałeś?
Chłopak nie zareagował, tylko szedł dalej.
- Dlaczego powiedziałeś im, że jestem czystej krwi?
Draco nadal się nie zatrzymywał i podążał dalej.
- Odpowiedz mi.
Blondyn się zatrzymał, przyciągnął dziewczynę do siebie.
- Posłuchaj mnie, Johnson, bo powiem to tylko raz... Nie zamierzam ci się z niczego tłumaczyć, więc nie zadawaj więcej tych głupich pytań, bo od dźwięku twojego głosu głowa może człowiekowi pęknąć.
Dziewczyna przełknęła dosyć głośno ślinę, patrząc na twarz chłopaka. Był wściekły. Cóż się dziwić... on zawsze kipiał gniewem. Na pewno był w gorącej wodzie kąpany, pomyślała Katie. Od kiedy przyszła do Hogwartu, zawsze jej dokuczał. Był wredny, arogancki, zarozumiały i do tego miał wielkie ego. Potem jeszcze to oszustwo... na samo wspomnienie tego jego podstępu, Katie miała ochotę rzucić w niego Avadą. Sądziła, że on się zmienił, ale... Malfoy na zawsze pozostanie Malfoyem.
- Nie rozumiem jak Bliznowaty, Wieprzlej i ta szlama z tobą wytrzymują.
Katie delikatnie rozszerzyła oczy, po czym krzyknęła w duchu "HARRY!"
- Puść mnie, Malfoy - mówiąc to, starała się uwolnić z ucisku jego dłoni. - Puść mnie, chcę wrócić do Hogwartu, do Harry'ego.
- Nie, Johnson - wypowiedział. - Już nigdy tam nie wrócisz.
Co miał na myśli, mówiąc "nigdy"? Zapytała samą siebie, dziewczyna.
- Co chcesz mi przez to powiedzieć?
Młoda Gryfonka poczuła się zagubiona. Nie wiedziała już co myśleć, ani co zrobić. Już nigdy nie miała wrócić do Hogwartu? Już nigdy nie miała zobaczyć swoich przyjaciół, ani rodziny?
- Rusz się. Nie zamierzam spędzić z tobą tu wieczności - prychnął.
Katie poczuła jak chłopak mocno pociągnął ją za sobą, gdy ruszył. Do końca drogi nie odezwała się do niego, ani słowem.
Po niedługim czasie znaleźli się we wnętrzu rezydencji. Weszli do wielkiego, mrocznego holu, którego kamienną posadzkę pokrywał wspaniały dywan. Oczy bladolicych postaci z portretów na ścianach uważnie śledziły każdy ich krok. Stanęli przed masywnymi drzwiami do salonu. Draco zerknął na Katie, po czym otworzył wejście do innego pomieszczenia. Katie zamarła...
Zobaczyła kogoś, kogo by się tutaj nigdy nie spodziewała. Widziała kilku Śmierciożerców, rozmawiających o czymś pomiędzy sobą, lecz wśród nich był jeszcze ktoś. Katie rozpoznała tą postać. Ta twarz, to spojrzenie... Nie mogła w to uwierzyć. Wzięła głęboki wdech i wykrzyknęła w duchu imię tego człowieka. Wpatrywała się w tą postać bez przerwy, dopóki ona nie spojrzała na nią. Osobnik przerwał rozmowę, po czym ruszył w stronę jej i Dracona. Przełknęła ślinę i kiwała przecząco głową. W jej myślach krążyło "Nie, to nie może być prawda. To nie może być prawda. To musi być zły sen.".
Kiedy postać stanęła przed nią, Katie wypowiedziała będąc w szoku.
- Chris, jak mogłeś?
Pomimo tego, co jej zrobił. Dziewczyna wierzyła, że chłopak był dobrym człowiekiem. Sądziła, że go znała. Nie myślała, że mogła się, aż tak pomylić.
- Przykro mi, Johnson, że cię zawiodłem - w jego słowach można było wyczuć sarkazm.
Katie kiwała przecząco głową. Czuła jak łzy napływały do jej oczu. Spuściła głowę w dół, mówiąc.
- Jak mogłeś to zrobić? Jak mogłeś stać się jednym z nich? Wiedziałeś o tym w jaki sposób chcieliśmy unicestwić Sam-Wiesz-Kogo. Wiedziałeś o wszystkim. NIENAWIDZĘ CIĘ ZA TO!
Ostatnie zdanie wykrzyknęła, uwalniając się w końcu z ucisku młodego Malfoya, wyciągając przy tym swoją różdżkę i celując nią w Chrisa. Chłopak wyciągnął swoją różdżkę.
- Expelliarmus - wypowiedziała zaklęcie, a różdżka Chrisa wypadła z dłoni.
Chłopak uniósł ręce w geście mówiącym "poddaję się". W tamtej chwili targały nią emocję, działała pod wpływem impulsu. Wtedy jej świadomość mówiła "Zabij go, nie miej litości.". Chciała go w tamtej chwili pozbawić życia. Był jej przyjacielem,stał się wrogiem. Inni Śmierciożercy mieli wycelowane swoje różdżki wprost na nią. Nawet Draco, ale nie obchodziło ją to. Już chciała wypowiedzieć zaklęcie, gdy wszyscy usłyszeli.
- CO SIĘ TUTAJ DO CHOLERY DZIEJE?
Do salonu wkroczył Lucjusz Malfoy. Wszyscy zgromadzeni spojrzeli na niego. Śmierciożercy schowali swoje różdżki. W tamtej chwili Katie zorientowała się, że była w Malfoy Manor. Lucjusz podszedł szybkim krokiem do swojego syna, po czym spojrzał na niego, następnie na Katie.
- Sprowadziłeś szlamę do naszego domu? - jego głos był zimny jak lód.
Katie zerknęła na twarz Draco. Był przerażony, jakby zobaczył dementora. Dziewczyna zawsze sądziła, że młody Malfoy nie bał się nikogo i niczego. A tu się okazało, że bał się kogoś. Tą osobą był jego ojciec.
- Nie, ojcze.
Lucjusz zerknął na Katie, po czym wrócił wzrokiem na swojego pierworodnego.
- Czyżby? Jest łudząco podobna do...
- Zapewniam cię, że to nie ona - szybko powiedział Draco.
Chłopak chciał, żeby ta rozmowa dobiegła końca. Lucjusz ponownie zwrócił swój wzrok ku Katie, która szybko schowała swoją różdżkę.
- Więc, jak się nazywa?
Draco nie wiedział, co odpowiedzieć. Nie potrafił okłamać ojca. Patrzył mu prosto w oczy, które zwróciły się ku niemu. W oczach młodego Malfoya było widać strach.
- Davis - usłyszeli.
Lucjusz spojrzał na dziewczynę.
- Nazywam się Elizabeth Davis.
Pan Malfoy przyglądał się młodej Gryfonce.
- Rozumiem - powiedział, po czym zwrócił się do syna, mówiąc mu coś na ucho.
Draco przytaknął głową, po czym zwrócił się do Katie. Ruszył w jej stronę, po czym obrócił w przeciwną stronę, w tym samym czasie chwytając ją za oba nadgarstki. Dziewczyna próbowała się uwolnić, ale to było na nic. Draco prowadził Katie po schodach w dół do pomieszczenia, które nie było oświetlone. Było prawie puste. Nie znajdowało się w nim nic, prócz dzbana z wodą i misy z jedzeniem. Chłopak szybko otworzył kratę z żelaza za pomocą różdżki, po czym wepchnął dziewczynę do środka i szybko zamknął na klucz. Gryfonka szybko podniosła się na nogi, po czym dobiegła do krat.
- Dlaczego to robisz?
Blondyn zerknął na nią, po czym odszedł.
- MALFOY, TY AROGANCKI DUPKU, WRACAJ - krzyknęła.
Oparła się plecami o ścianę, po czym zjechała w dół. Oparła dłonie o swoje kolana, a następnie poczuła jak łzy powoli spływały po jej policzkach. Nie rozumiała postępowania młodego Malfoya. Najpierw ją uratował, a potem zamknął w celi. Dlaczego on to zrobił?



*******



Minęło wiele miesięcy, od kiedy Katie została zamknięta w małym, ciemnym pomieszczeniu. Nadal się zastanawiała, dlaczego tam siedziała, była odseparowana od świata. Nie wiedziała, co się działo przez ten czas... z Harry'm, Ronem, Hermioną i jej rodziną. Czuła się osłabiona, niezdolna do zrobienia czegokolwiek. Jedzenie i wodę dostawała raz lub dwa na tydzień. Była wychudzona. Czuła jakby przestawała istnieć. Jakby żyła, bo musiała. Jakby chcieli ją wykorzystać do jakiegoś celu i potem zabić. Przez ten czas dołączyli do niej Luna, pan Ollivander i goblin Gryfek. Mało kiedy się odzywała, traciła chęć do życia. Wiedziała, że nic dobrego już ją nie mogło spotkać. 
Nagle usłyszała dźwięk otwieranych krat. Sądziła, że to tylko był jakiś posłaniec z jedzeniem. Nie tym razem.
- Davis, idziesz ze mną - usłyszała.
Uniosła swoją głowę ku górze i ujrzała Glizdogona.
Mężczyzna miał wyraz twarzy podobny do szczura i był dość niski. Miał małe, wodniste oczy, spiczasty nos i piskliwy głos.
Zdziwiona była faktem, że Malfoy nie wydał jej do tego czasu i nie wyjawił Śmierciożercom jej prawdziwego nazwiska. Dziewczyna wstała, po czym poczuła jak mężczyzna chwycił ją za ramię i prowadził do innego pomieszczenia. Nie broniła się. Nie miała na to tyle siły, a wcześniej zabrano jej różdżkę. Dotarli do salonu. Znajdowali się tam Malfoyowie, Bellatrix, Chris i... Nie mogła w to uwierzyć. Widziała przed sobą Harry'ego z opuchniętą twarzą, od razu go poznała, Rona i Hermionę. 
- Katie? - usłyszała głos Rona.
Draco od razu wydał się zakłopotany. Czy ten Weasley nie mógł, chociaż raz siedzieć cicho? 
- Wiedziałem, że skądś ją znam - powiedział Lucjusz. - Glizdogonie, odsuń się.
Mężczyzna wykonał rozkaz. Katie się tylko rozejrzała. Nie uciekła i nie zamierzała. Nie chciała zostawić swoich przyjaciół. Następnie...






Witam, witam!
Przepraszam, że pisanie rozdziału zabrało mi tyle czasu, ale złapało mnie lenistwo. Rozdział krótki wiem, ale następny postaram się napisać dłuższy. Obiecuję, że nie będzie to trwało tak długo. Mam nadzieję, że Wam się podoba. Proszę Was o pozostawienie komentarza, bo to jest dla mnie bardzo ważne.
Pozdrawiam,
Wasza Catherine 

poniedziałek, 1 września 2014

Liebster Award

Dostałam nominację do Liebster Award. Nominował mnie blog http://dopefanfic.blogspot.com/, za co bardzo dziękuję :)

Krótko o Liebster Award:
Nominacja do Liebster Blog Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Jest przeznaczona dla blogów o mniejszej ilości obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po otrzymaniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań od osoby, która Cię nominowała. Następnie ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.


Pytania i odpowiedzi:
1. Jak masz na imię?
Klaudia
2. Ulubiony gatunek filmu?
Komedia, zdecydowanie.
3. Ulubiony gatunek muzyki?
Nie mam ulubionego gatunku, słucham wszystkiego co mi wpadnie w ucho.
4. ulubiony kolor?
Mam trzy ulubione: czarny, zielony i srebrny.
5. Ulubiona wokalistka?
Nie mam ulubionej wokalistki.
6. Ulubiony zespół?
Nie mam ulubionego zespołu.
7. Słuchasz rocku?
Tak.
8. Co zmotywowało Cię do napisania bloga?
Wpadła mi ta historia do głowy, więc postanowiłam, że utworzę bloga i ją napiszę.
9. Co lubisz w chłopakach?
Poczucie humoru.
10. Z jakiego województwa jesteś?
Wielkopolska.
11. Lato czy zima?
Kocham lato.






NOMINOWANE BLOGI:
http://dramione-felix-felicis.blogspot.com/
http://believe-in-impossible-feelings.blogspot.com/
http://precious-fondness.blogspot.com/
http://w-chmurach-milosci.blogspot.com/
http://malfoysfuture.blogspot.com/
http://ohh-my-my.blogspot.com/
http://history-of-lily-evans.blogspot.com/
http://scorose-weird-story.blogspot.com/

Przykro mi, że tylko 8, ale praktycznie tylko te czytam.


Moje pytania:
1. Jak masz na imię?
2. Skąd wzięłaś pomysł na napisanie bloga?
3. Ulubiona pora roku?
4. Ulubiony gatunek muzyki?
5. Ile masz lat?
6. Książka czy film?
7. Ulubiona książka?
8. Kiedy zaczęła się twoja przygoda z pisaniem?
9. Jaki jest twój ulubiony zespół?
10. Co lubisz robić?
11. Czy główny bohater/główni bohaterowie posiadają twoje cechy charakteru? Jeśli tak to jakie?

piątek, 1 sierpnia 2014

Nominacja do The Versatile Blogger Award

Wow, nigdy nie byłam nominowana do żadnej nagrody i bardzo chcę podziękować Nela B. (http://co-serce-pokocha-dramione.blogspot.com/) za nominację. To dla mnie coś nowego i chcę podziękować też tym osobom, które są z Katie i Draco od początku, bo gdyby nie wy to zapewne zakończyłabym na drugim rozdziale :)






Oto regulamin ,,The Versatile Blogger Award” :

--> należy podziękować nominującemu bloggerów,
 --> pokazać nagrodę Versatile Blogger Award na swoim blogu,
 --> ujawnić 7 faktów o sobie
 --> nominować 7 (lub więcej) blogów do owej nagrody
--> poinformować autorów nominowanych blogów




7 faktów o mnie:

♦ Oprócz pisania opowiadania, piszę własne teksty piosenek.

♦ W przyszłości pragnę zostać piosenkarką, albo pisarką.

♦ Moimi ulubionymi kolorami są srebrny, zielony i czarny.

♦ Jestem Potterhead od 8 lat.

♦ Uwielbiam czytać książki.

♦ Mam dwie młodsze siostry.

♦ Wszystkie rozdziały, miniaturki piszę na spontana. Włączam bloggera i od razu zaczynam pisać.



Z wielką przyjemnością pragnę nominować:

1. Olga956 - (http://ohh-my-my.blogspot.com/)
2. Kerciuk - (http://w-chmurach-milosci.blogspot.com/)
3. Eveneth Black - (http://believe-in-impossible-feelings.blogspot.com/)
4. Alice - (http://history-of-lily-evans.blogspot.com/)
5. Sheireen - (http://dramione-never-let-me-go.blogspot.com/)
6. Księżniczka Ciemności - (http://wordwilde.blogspot.com/)
7. Mistress Black - (http://scorose-weird-story.blogspot.com/)
8. Arisuyo Chan - (http://precious-fondness.blogspot.com/)
9. Felix Felicis - (http://dramione-felix-felicis.blogspot.com/)
10.  Lucy Phere - (http://nie-oceniaj-po-pozorach-dramione.blogspot.com/)








                                           Jeszcze raz dziękuję za nominację <3

Rozdział 12

                                 PRZECZYTAJ PRZED PRZECZYTANIEM ROZDZIAŁU!

Jeśli czytasz ten rozdział to proszę o pozostawienie komentarza z opinią na jego temat, gdyż to jest dla mnie bardzo ważne. Dziękuję za uwagę :)

Pisane przy:
Harry Potter and The Half-Blood Prince Soundtrack - Malfoy's Mission
Harry Potter and The Half-Blood Prince Soundtrack - Dumbledore's Farwell


Był to wysoki mężczyzna o niebieskich tęczówkach, blond włosach i delikatnie bladej skórze. Był to Yaxley. Śmierciożerca. Sługa Czarnego Pana. Katie starała mu się wyrwać. Ruszała szybko głową raz w prawą, a raz w lewą stronę. Chciała krzyczeć, ale nie mogła, bo miała zasłonięte usta.
- Nie wyrywaj mi się, ty mała szlamo - syknął - Jeśli będziesz grzeczna, to nie zrobię ci krzywdy - powiedział jej na ucho, uśmiechając się przy tym szyderczo.
Dziewczyna przymknęła mocno oczy, modląc się, żeby to wszystko okazało się zwykłym koszmarem sennym. Chciała obudzić się w swoim łóżku wiedząc, że jej nic nie mogło grozić. Była przerażona. Nie ufała temu mężczyźnie. Oczywiście, że nie mogła mu ufać. Kto by zaufał, człowiekowi, który kogoś chwytał, a potem rzucał w stronę tej osoby plugawymi wyzwiskami?
Czuła jak jej serce z każdą minutą biło coraz szybciej. Jakby chciało wylecieć z jej klatki piersiowej. Wzięła dosyć głęboki wdech przez nos, żeby mogła uspokoić nie tylko bicie swego serca, ale i samą siebie. Nie wiedziała, co ją czekało w tamtej chwili. Chciała tylko spotkać się z Harry'm. Porozmawiać z nim o tym, że pomogła naprawić Malfoyowi szafkę zniknięć. Ale najbardziej pragnęła porozmawiać o tej szafce. Lecz w tamtej chwili to się nie liczyło. Katie chciała w jakiś sposób uciec Śmierciożercy, ale nie wiedziała jak to zrobić. Mężczyzna przyciskał ją mocno do swojego ciała. Ręce miała z tyłu swego ciała, a on trzymał ją za nadgarstki tak mocno, że nie mogła nimi poruszać. Czyli to jest mój koniec? Zapytała samą siebie w myślach. Nigdy nie myślała, że mogłaby zginąć z ręki sługi Czarnego Pana. Nie chciała tak umrzeć. Na pewno nikt nie chciał. Planowała spokojne życie z mężem i dwójką lub trójką dzieci. Mogliby mieszkać w domku jednorodzinnym. Najlepiej niedaleko jeziora. A na starość mogłaby siedzieć w wygodnym, bujanym fotelu na ganku ze swoim mężem i patrzeć na bawiących się wnuków. I to wszystko miało przepaść? Nie mogła na to pozwolić. Przysięgła sobie, że za wszelką cenę, nie mogła pozwolić się zabić. Nawet jeśli, nie miała zielonego pojęcia jak to zamierzała zrobić. A co, jeśli on nie zamierzał ją zamordować? Mógł równie dobrze mieć w planach, aby zostawić ją w Zakazanym Lesie na pożarcie przez jakieś niebezpieczne bestie.
- Ruszaj się - ryknął.
Dziewczyna od razu ruszyła do przodu po schodach. Wiedziała, że lepiej robić to co jej kazano, bo jak podejrzewała, mogły ją spotkać niemiłe konsekwencje, gdyby nie wypełniła któregoś rozkazu. Kiedy dotarli do celu to nie mogła uwierzyć w to co tam zobaczyła. Przed jej oczami stał wysoki chłopak o stalowoszarych oczach, włosach przyjmujących kolor płowego blondu i bladej skórze. Był to Draco Malfoy. Ubrany całkowicie na czarno. Czarne spodnie, buty, cienki sweter zakrywający mu prawie całą szyję i zapięta marynarka. W tym samym czasie, gdy Yaxley wkroczył z bezbronną Katie, on spojrzał w ich stronę. Chłopak był zszokowany widokiem brązowowłosej Gryfonki. Kątem oka dziewczyna mogła dostrzec stojącego naprzeciw Ślizgona, Dumbledore'a. Tam znajdowali się jeszcze inni ludzie. Byli to Fenrir Greyback, Amycus i Alecto Carrowowie, a także... Bellatriks Lestrange. Ze wszystkich tam zgromadzonych, Katie najbardziej obawiała się Bellatriks, ponieważ nigdy nie można było przewidzieć, co zamierzała zrobić. Katie przez chwilę się zastanawiała, jak oni się tutaj dostali. Po chwili ją oświeciło... Dostali się tutaj przez szafkę zniknięć. Więc, to nie było jedyne kłamstwo tego obślizgłego gada. Co on jeszcze przede mną ukrywa? Zapytała samą siebie w myślach.
Draco cały czas trzymał wysoko swoją różdżkę, wycelowaną prosto na dyrektora Hogwartu. W stronę dziewczyny zwróciła się Bellatriks z szaleńczym uśmiechem na twarzy. Zaczęła do niej powoli podchodzić. Kiedy stanęła przed nią twarzą w twarz, powiedziała.
- Proszę, proszę... Przyszliśmy zobaczyć przedstawienie, co? Nie martw się, tobą zajmiemy się później.



                                                                          Włącz



Katie delikatnie wytrzeszczyła oczy, a kobieta odwróciła się i ruszyła w stronę Dracona. Kiedy znalazła się obok chłopaka, rzekła.
- Dumby, chyba wiesz, że Draco dostał wspaniałą nagrodę i zaszczyt, aby służyć Czarnemu Panu?
Kobieta chwyciła lewą rękę Ślizgona, po czym uniosła rękaw i ukazała na nim Mroczny Znak. Widząc to, Katie krzyknęła w duchu. Więc on był Śmierciożercą? Zapytała samą siebie w duchu, ale niepotrzebnie. Tak, Draco Malfoy okazał się być sługą Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać.
- NO, JUŻ DRACO, ZRÓB TO! - krzyknęła Lestrange.
Nagle zza pleców, chłopak usłyszał głos, który przypominał szczekanie psa.
- Zabrakło mu odwagi. Tak jak jego ojcu.
To był Fenrir Greyback. Paskudny wilkołak, który był groźny nawet wtedy, gdy nie było pełni księżyca. Ubrany był w czarną szatę, która wydawała się przyciasna. Miał wielką szopę matowych szarych włosów i zmierzwione bokobrody. Dłonie o szarawej barwie były zakończone, długimi, żółtawymi paznokciami. Zapach jaki było od niego czuć, można było określić jako mieszaninę brudu, potu i krwi.
- Załatwmy to po mojemu - dodał wilkołak.
- NIE, CZARNY PAN CHCIAŁ, ABY ON TO ZROBIŁ! - ryknęła Bellatriks.
Nagle ktoś wpadł na Wieżę. To był Snape. Podszedł do Dracona i opuścił jego różdżkę.
- On tego nie zrobi - wycedził.
Bellatriks wstrząśnięta słowami Snape'a, zwróciła się w jego stronę.
- JAK TO ON TEGO NIE ZROBI? - wrzasnęła, okazując zaskoczenie Bellatriks. - TO JEST WOLA CZARNEGO PANA!
Dumbledore zrobił w tamtej chwili skwaszoną minę, ale bardziej zawiedzioną i smutną.
- Severusie, błagam - wyszeptał swoje ostatnie słowa.
Snape uniósł swoją różdżkę, którą trzymał w dłoni.
- Avada Kedavra - wypowiedział głosem wypranym z emocji, a z jego różdżki wystrzeliło zielone światło, gładząc dyrektora w klatkę piersiową.
Nie minęła chwila, a Dumbledore bezwładnie wypadł z Wieży. Wszyscy słudzy Czarnego Pana krzyczeli z radości. Katie widząc to krzyknęła w duchu, po czym poczuła jak łzy zaczęły napływać do jej oczu. Nie wierzyła w to, co się wydarzyło. Profesor eliksirów zabił dyrektora Hogwartu. Najlepszego jakiego ta szkoła kiedykolwiek miała. Severus Snape zabił Albusa Dumbledore'a. Dziewczyna nie chciała dopuścić tej myśli do swojej głowy. Dlaczego Dumbledore się nie bronił? Zapytała samą siebie w myślach. Dlaczego on tego nie zrobił? Dlaczego dał się tak łatwo zabić?
Dziewczyna widziała, że Draco był przygnębiony tym co się stało. Jakby o niczym nie wiedział. Dlaczego on się nie cieszył z resztą popleczników Czarnego Pana?
Bellatriks wyczarowała Mroczny Znak na zachmurzonym niebie, po czym chwyciła Dracona pod rękę, wyprowadzając go tym samym z miejsca zbrodni.
Katie została uwolniona z ucisku. Planowała uciec, kiedy Yaxley pociągnął ją za nadgarstek i popchnął mocno do przodu, żeby szła przed nim. Przez całą drogę było słychać szaleńczo-radosny śmiech Lestrange, która niszczyła wszystko, co spotkała na swej drodze. Zniszczyła nawet pięknie udekorowaną Wielką Salę.
Kiedy znaleźli się poza terenem szkoły, każdy rozdzielił się w swoją stronę. Jedynie Snape stał w miejscu i się wszystkiemu przyglądał. Katie, która szła przed Yaxley'em, została brutalnie rzucona na ziemię przed Malfoyem.
- Pilnuj ją, żeby nam nie uciekła - syknął.
Malfoy skinął twierdząco głową, a mężczyzna ruszył w stronę Bellatriks, która rzuciła niewerbalne zaklęcie na chatkę Hagrida i momentalnie mały domek stanął w płomieniach.
Katie podniosła się z ziemi przy tym otrzepując, po czym spojrzała z pogardą na blondyna. Gdyby wzrok mógł zabijać, chłopak leżałby już martwy.
- Co ty tam robiłaś, Johnson? - syknął.
- A co cię to obchodzi, Malfoy? - zapytała przez zaciśnięte zęby, odwracając się od niego.
Nie mogła opisać swojej nienawiści do Ślizgona. Nie myślała, że mogłaby go znienawidzić kiedykolwiek jeszcze bardziej. Jak było widać, udało się. Nigdy nie sądziła, że on mógłby zostać Śmierciożercą. Nigdy nie sądziłaby, że on mógłby służyć Czarnemu Panu, ale... większość czarodziei i czarownic czystej krwi, którzy byli w Slytherinie mu służyli, więc nawet to by do niego pasowało. Katie wiedziała, że Lucjusz Malfoy też był Śmierciożercą. Pamiętała to z dnia, w którym razem z Harry'm, Ronem, Hermioną i kilkorgiem członków Gwardii Dumbledore'a udali się do Ministerstwa Magii, aby uwolnić Syriusza. Czarny Pan wykiwał wtedy Harry'ego, podsuwając mu fałszywą wizję jak Syriusz był torturowany. Wtedy rozpętała się bitwa z Śmierciożercami. Wtedy powrócił Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać. Dziewczyna czuła, jakby głowa miała jej eksplodować od tego ciągłego rozmyślania.
Po chwili poczuła, jak chłopak mocno chwycił ją za ramię i odwrócił w swoją stronę. Katie zauważyła, że Draco miał wory pod oczami, jakby nie spał przez całą poprzednią noc.
- Posłuchaj, jesteśmy poza terenem Hogwartu, możesz się deportować, rozumiesz? Jeśli tutaj zostaniesz to nie wiadomo, co Bellatriks strzeli do... - urwał, gdyż Greyback złapał go pod ramię, patrząc łapczywie na dziewczynę.
- Jak Madame Lestrange skończy z tobą, dziewczyno, to może da mi ciebie trochę... zjeść.
Katie zachciało się wymiotować, kiedy to usłyszała. Czyli tak miała wyglądać moja śmierć, miałam zostać zjedzona przez wilkołaka? Zapytała samą siebie w myślach. Bała się coraz bardziej. Mogła się deportować, ale była cały czas obserwowana przez pojedynczych Śmierciożerców.
Kiedy Draco uwolnił się od wilkołaka, Snape wskazał na niego i Gryfonkę palcem, aby do niego podeszli. Blondyn podszedł do Katie i chwycił ją za nadgarstek, po czym ruszyli powoli do mężczyzny, gdy nagle usłyszeli jak Bella coś mówiła.
- Status krwi tej dziewczyny? - zapytała sennym głosem, wpatrując się w brązowowłosą.
- To na pewno szlama - warknął Yaxley, wskazując palcem na dziewczynę.
- Czysta - skłamał Malfoy.
Katie kątem oka spojrzała na Ślizgona, po czym na resztę. Nie chciała pokazać im, że była zdziwiona tym, co powiedział Malfoy. Mężczyzna opuścił swój palec, okazując przy tym zaskoczenie. Wszyscy uśmiechając się wesoło, spoglądali na siebie. Dlaczego on to zrobił? Dlaczego po prostu jej nie wydał? Czyżby, choć trochę mu na niej zależało?
Dziewczyna wiedziała jedno... Ślizgonom nie należało ufać. Wiedziała, że oni robią wszystko, by tylko osiągnąć swój cel. Może miał wobec niej jakieś plany? Nikt tego nie wiedział, oprócz niego samego.
Oboje uczniów zadziwił fakt, że Snape ich nie wydał. Nawet na nich nie spojrzał.
- SNAPE, ON CI ZAUFAŁ - z daleka było słychać znajomy krzyk.
To był Harry. Harry Potter. Szedł i zaczął rzucać w tym samym czasie zaklęciami w Snape'a.
- NO, WALCZ - rzucił jedno zaklęcie. - WALCZ, TCHÓRZU - rzucił kolejne.
Wszystkie zostały odbite przez mężczyznę. Kolejne zaklęcie. Harry padł na ziemię. Kiedy uniósł się na łokciach, zobaczył pannę Johnson. Jeszcze bardziej rozwścieczony wstał i zaczął miotać kolejnymi zaklęciami.
Kiedy zobaczył Katie stojącą obok Malfoya to coś jakby w nim wybuchło. Chciał ją odbić. Chciał, aby wróciła z nim do Zamku. Nie chciał jej stracić. Była dla niego bardzo ważna, tak jak Ron i Hermiona. Zacisnął mocno zęby, po czym wstał.
- Sectumsempra - Snape odbił zaklęcie, trafiając w Harry'ego.
Odwrócił się w stronę Dracona i Katie, mówiąc.
- Uciekajcie stąd.
Draco trzymając nadal Katie za nadgarstek, pobiegł w stronę reszty przestępców. Katie biegła za chłopakiem, nie mając żadnego wyboru. Próbowała się zatrzymać, ale nie potrafiła. Blondyn za mocno ją ciągnął za sobą. A po chwili...






                                                                        Witajcie :)
Oto przybyłam z nowym rozdziałem. Był napisany dwa dni po poprzednim, ale musiałam wprowadzić do niego poprawki. Szczerze, to chciało mi się nawet płakać jak go pisałam. Ciekawa jestem waszych wrażeń, także... Poświęćcie tą jedną minutkę i napiszcie komentarz na jego temat, bo dla każdego autora/autorki opowiadania ważna jest każda opinia, nie ważne czy pozytywna czy negatywna :)
Pozdrawiam i życzę miłych wakacji,
Catherine

poniedziałek, 14 lipca 2014

Miniaturka - Nieszczęśliwa miłość.

Pisane przy piosence:
Taylor Swift - If This Was A Movie (Audio)





Była późna noc. Grudzień. Hermiona siedziała na parapecie z podkulonymi nogami, obserwując świat zza okna. Śnieg prószył na wszystko, co napotkał. Płoty, domy, lampy uliczne, chodniki, ulice. Wszystko. Od czasu do czasu widywała przechadzające się zakochane pary, co ją bardziej dobijało. Poczuła jak kolejna łza spłynęła po jej zaróżowionym policzku. Szybko ją starła rękawem swojego kremowego swetra. Parę dni temu straciła pracę w Ministerstwie Magii w Departamencie Przestrzegania Prawa Czarodziejów, ponieważ przez zbyt długi czas się tam nie pojawiała. Miała swoje powody, by tam nie przychodzić. Czuła się bardzo osłabiona, była bliska depresji. Możliwe było, że nawet ją miała. Jadała z dwie kromki chleba na dzień, chociaż nie miała wcale apetytu. W ten sposób utrzymywała samą siebie przy życiu. Niestety, potem chodziła do łazienki, żeby to co zjadła, zwymiotować. Miesiąc temu rozwiodła się ze swoim mężem, Ronaldem Weasleyem, które trwało około roku. Przez pierwszy miesiąc było im cudownie. Myślała, że lepiej być nie mogło, ale... pojawił się on. Wysoki mężczyzna o płowych blond włosach, stalowoszarych oczach i bladej skórze. Dawniej jej szkolny wróg. Rozkochał ją w sobie. Obiecał, że jeśli ona tylko zostawi swego męża to mogliby się pobrać, a ona dostałaby wszystko. Ale dla niej najważniejszy był tylko on. To z nim chciała spędzić resztę życia. Lecz po tym jak się rozwiodła zostawił ją. Tak po prostu.
To koniec. Te słowa przeleciały przez jej głowę. W prawej ręce trzymała kawałek papieru, na którym było napisane kilka słów. Przeczytała je po raz kolejny i ponownie się rozpłakała. W całym mieszkaniu panowała ciemność. Nawet w pomieszczeniu, w którym się znajdowało. Ale światło ulicznych lamp delikatnie oświetlało jej wychudzone ciało. Nagle kolejna para przechodziła koło jej domu. To był on... z dziewczyną. Śmiali się i szli przytuleni do siebie. Wyglądali na szczęśliwych. Zachowywali się, jakby świat dla nich nie istniał. Tak bardzo pragnęła znaleźć się na miejscu tej dziewczyny. Czuła jak ponownie jej serce łamało się na miliony kawałków. To było znowu to samo uczucie, które towarzyszyło jej podczas ich rozstania. Sądziła, że jej przyszłość mogłaby być wspaniała. Sądziła, że spędziłaby resztę życia z mężczyzną, w którym była po uszy zakochana z wzajemnością. Myślała, że mogłaby mieć dzieci. Najlepiej dwójkę. Chłopca i dziewczynkę. Mogliby mieszkać w niedużym domku, najlepiej nad jeziorem. Tak, to mogłoby być wspaniałe. Myślała, że mogłaby mieć życie tak jak ci ludzie w romansach, których tyle czytała. Niestety, prawdziwe życie nigdy nie było i nigdy nie mogłoby być jak w książce czy filmie. Ona została z niczym. I to przez jednego mężczyznę, który zawrócił jej w głowie. Kiedy odchodzili, przejechała opuszkami palców po zimnym jak lód oknie. Kiedy zniknęli jej z pola widzenia, wstała z parapetu i zaczęła powoli iść w stronę kuchni. Prawą dłoń, w której trzymała kawałek papieru miała zaciśniętą w pięść. Nie myślała, że kiedykolwiek by to zrobiła. Szła po ciemnych korytarzach, podpierając się o ścianę jedną ręką. Kiedy dotarła do pomieszczenia, do którego chciała to pierwsze co zrobiła, zapaliła lampę znajdującą się na środku sufitu. Od razu ruszyła powolnym krokiem do szafki, w której znajdowały się sztućce. Drżącą, drobną dłonią chwyciła za nóż, po czym przez chwilę stała w miejscu. Poczuła jak kolejne parę łez spływało po jej policzkach. Zacisnęła mocno swoje powieki, po czym wbiła nóż w swoje bijące, ale i martwe serce. Zgięła się w pół, robić parę kroków do tyłu. Padła prosto na podłogę, a czołem uderzyła tak mocno o podłogę, że zaczęła krwawić.
Hermiona Jean Granger. Zmarła 26 grudnia, w wieku 25 lat. Zmarła z powodu nieszczęśliwej miłości.





                                                                          *****





Następnego dnia. Godzina dziewiąta rano. 25-letni mężczyzna ubrany w czarną koszulę, do tego w czarne spodnie i eleganckie buty, szedł pełen szczęścia i radości chodnikiem. Jego uśmiech znikł, gdy nagle zauważył otwarte drzwi do mieszkania panny Granger, a pod nim stały dwa wozy. Jeden policyjny, a drugim był ambulans. Ujrzał także starszego pana rozmawiającego z policjantem. Szybko pobiegł do środka mieszkania, rozglądając się. Gdy dotarł do kuchni, zobaczył jak jeden z ratowników zakrywał ciało Hermiony. Ten widok sprawił, że jego serce złamało się na pół. To, co zobaczył było dla niego wstrząsem. Obok stał  wysoki mężczyzna w średnim wieku o czarnych włosach, ubrany w mundur policyjny. Mężczyzna podszedł do niego, po czym zapytał zszokowany.
- Przepraszam, co tu się stało?
Policjant spojrzał na niego.
- Kim pan jest?
- Jestem d... bratem tej dziewczyny.
- Proszę pana, podejrzewamy, że pańska siostra popełniła samobójstwo - rzekł.
- Samobójstwo? - zapytał, będąc jeszcze bardziej w szoku.
Blondyn przejechał opuszkami palców po swoich włosach, ciężko przy tym wzdychając.
Zauważył jak wywozili ciało kobiety na noszach. Czuł, jakby jego serce miało zaraz eksplodować. Mężczyzna ruszył za ratownikami. Już znalazł się przy wyjściu, gdy poczuł jak ktoś chwycił go za ramię.
- Proszę pana, pańska siostra miała to w ręce - powiedział, po czym podał mu zwinięty kawałek kartki.
Wziął spoglądając raz na kartkę, a raz na policjanta. Rozwinął kartkę, po czym ją przeczytał. To co było na niej napisane, wprawiło go w osłupienie.
Od pogrzebu Hermiony minęło kilka miesięcy. Był kwiecień. Ciepłe, wiosenne powietrze owiało jego twarz. Stał nad jej grobem. Myślał i wspominał. Wspominał te wszystkie chwile, które z nią spędził. Te dobre i te złe. Kucnął, po czym rozwinął tą kartkę, na której było napisane "Nie jestem Ciebie warta.". Przeczytał te słowa po raz kolejny, spojrzał na jej grób i powiedział.
- To nie ty nie byłaś mnie warta. To ja nie byłem wart ciebie.
Położył czerwoną różę, którą trzymał w dłoni na nagrobku, po czym wstał i odszedł.







Za nami miniaturka. Nie jest długa, ale mam nadzieję, że się Wam spodobała. Rozdział dodam dopiero w sierpniu, pomimo tego, że go już napisałam, ale muszę wprowadzić do niego parę poprawek, bo jest trochę za krótki. Każdy kto przeczytał moje "wypociny", proszę o zostawienie komentarza z opinią na jego temat. Każdy komentarz jest dla mnie motywacją, nie ważne czy pozytywny czy negatywny. Więc, proszę o pozostawianie ich. 
Pozdrawiam,
Catherine

czwartek, 10 lipca 2014

Rozdział 11

Pisane przy piosenkach:
Avril Lavigne - When You're Gone
Avril Lavigne - Complicated


Draco się odwrócił do Katie, a za nim jego koledzy i uważnie się przysłuchiwali temu, co mówił do Gryfonki.
- Posłuchaj mnie... - zaczął chłodnym jak lód głosem. - Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Nie chcę, żeby mnie widywano z takim plugawym mieszańcem jakim jesteś ty.
Mówiąc słowo "ty" wskazał na dziewczynę palcem wskazującym. Na początku z twarzy dziewczyny zniknął uśmiech, po czym spojrzała na jego palec, a następnie na samego chłopaka. Przez chwilę stała cicho, wpatrując się w jego twarz.
- Wykorzystałeś mnie - powiedziała cicho, załamanym głosem.
Czuła, że nie mogła powiedzieć nic więcej. Nie mogła uwierzyć w jego słowa. Ona wierzyła, że on się zmienił. Wierzyła, że mogli być przykładem, dzięki któremu wszyscy Ślizgoni i Gryfoni mogliby nawiązać przyjaźń. Lecz jak zawsze myliła się. Chciała się rozpłakać, ale nie chciała pokazać jak bardzo słaba była. Chciała powstrzymać łzy, które chciały wypłynąć z jej czekoladowych oczu. Poczuła jak jednak pojedyncza kropla spływała z jej prawego oka. Nie starła jej. Pozwoliła, żeby spłynęła.
- Chyba nie myślałaś, że na serio chcę być twoim przyjacielem. - powiedział, śmiejąc się, a razem z nim jego koledzy z jego Domu.
Kiedy spojrzał na twarz Gryfonki, skrzyżował swoje ręce na klatce piersiowej i dodał.
- Och, więc jednak tak myślałaś. Cóż... - urwał na moment. - Myślałem, że nie jesteś taka głupia, Johnson, ale najwidoczniej teraz to ja się myliłem.
Te ostatnie parę słów, powiedział z sarkazmem.
- Chodźmy stąd, zostawmy tą płaczkę samą - powiedział, po czym odszedł z innymi Ślizgonami.
Katie została sama na korytarzu. Całkiem sama. Czuła jak jej serce złamało się na miliony kawałków. Czuła, jakby utraciła w tamtej chwili kogoś bliskiego. Czuła także narastającą nienawiść do tamtego chłopaka. Nie sądziła, że mógłby kiedykolwiek potraktować ją w taki sposób. Miała klapki na oczach. Ufała mu. Ufała całkowicie, a on wiedział, że ona od razu zgodziłaby się na wszystko jednym skinieniem jego palca. Ślizgon wiedział jak manipulować ludźmi, a najbardziej tymi naiwnymi. Miał do wyboru tyle osób z całej szkoły, a on wybrał właśnie ją. Tą dziewczynę, która była w niego ślepo zapatrzona. Co, jeśli on o tym wiedział? Co, jeśli wiedział o tym, że Katie była w nim tak bardzo zakochana, że chciała dla niego zrobić wszystko?
Pomogła mu naprawić tą szafkę zniknięć, a on tak się jej odwdzięczył. Potraktował ją jak zabawkę, która się pobawił, a potem odłożył ją w kąt i postanowił zostawić ją tam na zawsze, bo mu się znudziła. Nie wierzyła w to, że Malfoy ją tak potraktował. Czuła się niepotrzebna, wykorzystana, pełna żalu i nienawiści. Czuła jak te wszystkie uczucia rozsadzały ją w środku. Chciała mu się odwdzięczyć za to jak z nią postąpił, ale czuła się zbyt słaba, aby to zrobić.
Dziewczyna odwróciła się i zamiast ruszyć w stronę Wielkiej Sali to poszła na siódme piętro, do Wieży Gryffindoru. Przez całą drogę, łzy spływały po jej twarzy, które wycierała swoim rękawem. Kiedy podeszła do obrazu, na którym znajdowała się Gruba Dama, powiedziała hasło. Katie nawet nie spoglądała na Grubą Damę.
- Banialuki.
- A ty nie na śniadaniu? - zapytała, patrząc na dziewczynę, która nie zaszczyciła ją swoim spojrzeniem.
- Straciłam apetyt - powiedziała cicho.
- Nie powinnaś iść... - zaczęła kobieta z troską, ale Katie jej przerwała.
- BANIALUKI - warknęła, wręcz krzyknęła.
Nie miała ochoty z nikim rozmawiać. Gruba Dama wytrzeszczyła delikatnie swoje oczy i otworzyła przed Gryfonką przejście, które prowadziło do pokoju wspólnego. Katie weszła przez dziurę w portrecie, po czym przeszła przez pusty pokój wspólny i pobiegła po spiralnych schodach do dormitorium. Kiedy znalazła się w pokoju przeznaczonym dla dziewczyn, położyła się na swoje łóżko i ponownie się rozpłakała.
- Głupia, Johnson... - mówiła sama do siebie. - Dlaczego zawsze to robisz? Dlaczego ufasz ludziom, którym nie powinnaś? Tak jest zawsze. Zawsze dajesz nabrać się na wszystko. Nigdy nie udało ci się nikogo przechytrzyć. Nie, nie jesteś silna. Gdybyś była to byś tu nie leżała i nie płakała jak małe dziecko. Jak możesz nazywać się Gryfonką? Nie jesteś odważna, ani szczera. Kiedy twoi przyjaciele pytali cię, gdzie bywałaś to milczałaś. Milczałaś jak grób. Kiedy się odzywałaś to nie mówiłaś prawdy, cały czas ich okłamywałaś.
Kiedy usiadła na łóżku, stopami dotykając ziemi, a dłońmi zaciskała pościel, powiedziała cicho do siebie.
- Nie zasługuję na bycie Gryfonką.
I poczuła jak kolejne łzy popłynęły po jej policzkach. Wstała z łóżka, po czym ruszyła do okna i zaczęła podziwiać widok. Niebo było błękitne, a na nim znajdowały się białe, puszyste chmury. Powietrze delikatnie muskało liście drzew, a promienie słońca wdzierały się do środka dormitorium, ale ją nie raziły.
Właśnie w tamtej chwili marzyła o tym, by nie mieć uczuć. Wtedy niczym, by się nie przejmowała. Mogłaby ranić ludzi, a ją i tak by to nie obchodziło, że oni by cierpieli. Ale wtedy nie byłaby sobą. Zachowywałaby się jak ci wszyscy uczniowie z Domu Węża. Lecz chciała obmyślić plan... plan, żeby jakoś zranić Malfoya. Zranić tak bardzo jak on zranił ją, ale w tamtej chwili nie mogła nic porządnego wymyślić. Myślała nawet o tym, żeby potraktować go Cruciatusem, ale za to dostałaby dożywocie w Azkabanie, więc od razu odpadało.
Zbliżała się godzina ósma, a Katie nie mogła opuścić żadnych zajęć. Odeszła od okna, po czym wzięła swoją torbę i ruszyła na historię magii, którą mieli niestety ze Ślizgonami. Co oznaczało, że Malfoy też musiał tam być. Kiedy znalazła się przed otwartymi drzwiami wejściowymi do pomieszczenia poczuła, że ktoś chwytał ją za ramię. Szybko się odwróciła, po czym ujrzała przed sobą swoich przyjaciół Harry'ego, Rona i Hermionę.
- Hej. Czemu nie było cię na śniadaniu? - zapytał Harry, a w jego głosie można było usłyszeć troskę.
- Nie miałam apetytu - skłamała.
Czuła, że tym razem jej nie uwierzyli. Zauważyła, że Hermiona jej się przyglądała. Zapewne zauważyła jako jedyna, że Gryfonka miała trochę spuchnięte oczy po płaczu.
- Katie, co się stało? - zapytała.
- Nic, naprawdę.
Panna Granger pokiwała przecząco głową, po czym powiedziała.
- Kłamiesz, Katie.
- Ja nie... - zaczęła, ale ucięła.
Gdy spojrzała za Złotą Trójcę, a oni spoglądając na nią zrobili to samo, ujrzeli zadowolonego z siebie Malfoya, który wchodził do klasy.
- Co on z siebie taki zadowolony? - zapytał Ron, patrząc na Katie.
- Sam go o to zapytaj. - powiedziała, po czym weszła do klasy.
Miała już dość tego "przesłuchania". Wiedziała, że się o nią martwili, ale nie chciała, żeby tak bardzo zaprzątali sobie nią głowę. Sama chciała rozwiązywać swoje problemy. Zajęła ławę trzecią od końca, bo tylko ta była wolna z tylnych ławek. Katie zawsze wolała siedzieć z tyłu niż z przodu. Niestety, za nią siedzieli Ślizgoni i w tym zadowolony z siebie blondyn. Chyba bardzo podobało mu się, że panna Johnson cierpiała. Po jakimś czasie dosiadła się do niej Lavender Brown.
Nagle z tablicy wyłonił się duch, po czym podfrunął do swojego biurka, odczytał listę obecności i zaczął lekcję. Po dwudziestu minutach wszyscy przysypiali, z wyjątkiem Hermiony, która pisała zawzięcie notatki. Katie, która walczyła z tym, aby nie zasnąć, obejrzała się do tyłu i zobaczyła, że wszyscy Ślizgoni wraz z Malfoyem przysypiali tak jak pozostali. Dziewczyna wpadła na pewien pomysł, którego użyła na Malfoyu już wcześniej, ale za wszelką cenę chciała się na nim odegrać. Tak oto powróciła stara Katie Johnson. Wyciągnęła z szaty swoją różdżkę, po czym wycelowała w kałamarz pełen atramentu i wypowiedziała zaklęcie.
- Wingardium Leviosa.
Naczynie z ciemną cieczą w środku uniosło się w górę. Dziewczyna starała się je przechylić, co szło jej z łatwością. Po króciutkiej chwili, Malfoy był cały w atramencie i obudził się jakby coś go poparzyło. Nie dało się nie usłyszeć jego wrzasku. Wszyscy uczniowie zgromadzeni w klasie, zwrócili swoje spojrzenia na Ślizgona i zaczęli się głośno śmiać z wyjątkiem Parkinson, a profesor Binns przerwał swoją historię na temat goblinów. Rozglądał się po całej klasie, po czym zauważył Malfoya całego w atramencie.
- Panie Malfoy, co pan zrobił z tym atramentem? - zapytał swoim sennym głosem.
- Ale to wcale nie ja, panie profesorze. - tłumaczył się.
- Idź do łazienki i zmyj to z siebie.
- Oczywiście. - powiedział, po czym wstał  i wyszedł z klasy.
Profesor kontynuował lekcję, dopóki nie zadzwonił dzwonek. Malfoy wrócił wcześniej na lekcje, a osoby, które na niego spoglądały, powstrzymywały śmiech. On się domyślał kto to zrobił. Nie był na tyle głupi, żeby się nie domyślić. Kiedy wszyscy wychodzili z pomieszczenia, blondyn złapał pannę Johnson za ramię, po czym przycisnął do ściany.
- Wiem, że to ty zrobiłaś, Johnson - syknął.
- Ale co masz na myśli, Malfoy? - zapytała, jakby nie wiedziała o co chodziło.
- Nie udawaj głupiej na jaką wyglądasz, Johnson. To ty wylałaś na mnie cały atrament.
- A widziałeś, żebym to zrobiła?
- Nie musiałem tego widzieć, ja to po prostu wiem. Wiem, że to byłaś ty i teraz mi za to zapłacisz.
Malfoy już wyciągał różdżkę, kiedy nagle oboje usłyszeli znajomy głos.
- Zostaw ją, Malfoy!
To był Harry, który szedł w ich stronę. Katie odepchnęła dłonią Ślizgona od siebie, po czym chwyciła bruneta za ramię. Ten się odwrócił i ruszył za swoją przyjaciółką.






                                                                          *****






Dzień skończył się szybko tak jak się zaczął. Katie ubrana w beżowy, cienki sweter i dżinsy spacerowała po korytarzach Zamku. Miała to gdzieś, że było już późno. Mogła wtedy pobyć sama i pomyśleć nad tym co się stało przez cały dzień. Ta mała zemsta na Malfoyu, zdecydowanie poprawiła jej humor. Zaśmiała się pod nosem jak tylko sobie o tym przypomniała, ale posmutniała jak przypomniała sobie o tym co jej powiedział. Cóż, musiała się pogodzić z tym, że została przez niego wykorzystana, a on nigdy się nie mógł zmienić. Malfoy zawsze pozostał Malfoyem. Ślizgon na zawsze pozostał Ślizgonem. Zastanawiała się czy ta szafka, rzeczywiście była dla jego "przyjaciela" czy była potrzebna jemu do czegoś. Tylko po co ona byłaby mu potrzebna? Katie cały czas dręczyło to pytanie. Chciała o tym porozmawiać z Harry'm. Tak musiała z nim w tej chwili porozmawiać. Szybkim krokiem poszła na siódme piętro do Wieży Gryffindoru, po czym ruszyła po spiralnych schodach do dormitorium chłopców. Dziewczyny miały takie szczęście, że schody nie zamieniały się w zjeżdżalnię, tak jak w ich przypadku, kiedy to oni chcieli się dostać do sypialni dziewcząt. Kiedy powoli nacisnęła klamkę i otworzyła drzwi. Wsunęła najpierw swoją głowę, żeby upewnić się czy wszyscy chłopcy spali. Dormitorium chłopców nie różniło się niczym od dormitorium dziewczyn, poza tym, że w tym spali tylko chłopcy. Zajrzała do łóżka Harry'ego. Nie było go tam. Kiedy przeleciała wzrokiem na łóżko Rona, on tam był. Otworzyła drzwi szerzej, po czym na palcach ruszyła do łóżka Weasleya. Kiedy stanęła nad nim, przyłożyła mu rękę do ust, żeby nie zaczął krzyczeć jakby się obudził. Katie zaczęła delikatnie potrząsać Ronem, żeby się obudził. Po chwili jej się to udało. Kiedy chłopak zobaczył, kto stał obok niej, uspokoił się. Pewnie znowu śniły mu się pająki i myślał, że jakiś go schwytał, pomyślała Katie.
- Wiesz, gdzie jest Harry? - zapytała.
Ron spojrzał na łóżko swojego przyjaciela, które było puste.
- Pewnie musi być w Wieży Astronomicznej. Dumbledore chciał, żeby tam przyszedł. - odpowiedział cichutko, ziewając przy tym i spoglądając na dziewczynę. - A czego od niego teraz chcesz? Nie mogłaś z tym zaczekać do rana tylko mnie budzić?
- Niestety, nie bardzo - odpowiedziała, zaciskając usta.
- Aha  - mruknął, po czym położył się spać.
Katie wyszła z dormitorium chłopców, po czym szybkim krokiem ruszyła do Wieży Astronomicznej. Przez chwilę się zastanawiała, co Dumbledore chciał od Harry'ego o tej godzinie. Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, pomyślała Katie. Kiedy była już przy wejściu do Wieży, Katie poczuła, że ktoś ją chwycił za nadgarstek i zamknął dłonią usta. Był to...









                                                                 Witajcie :)
Oto przed wami kolejny rozdział. Trochę z nim zwlekałam, ale ważne, że jest. Przepraszam, jeśli jest za krótki, ale są wakacje i mnie lenistwo dopadło. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie. Każdą osobę, która przeczytała rozdział, proszę o komentarz. Dla was to tylko chwila, a dla mnie wielka motywacja do dalszego pisania :)
Życzę wam miłych wakacji i pozdrawiam,
Catherine                                                                  

czwartek, 29 maja 2014

Rozdział 10

Katie była bardzo ciekawa o co ten Ślizgon chciał ją zapytać. W końcu oni byli nieprzewidywalni. Czego on chciał, czego on chciał? To pytanie chodziło po głowie dziewczyny. Gryfonka patrzyła na chłopaka, dopóki nie powiedział o co chodziło.
- To raczej nie jest pytanie, tylko prośba. - powiedział po chwili.
Katie mogła się tego domyślić.
- Wiedziałam. - rzekła. - Więc, o co chodzi? - zapytała.
Draco na moment spuścił swój wzrok w dół, po czym ponownie uniósł go w górę i odpowiedział na pytanie.
- Chodzi o mojego starego znajomego... - zaczął.
Dziewczyna skrzyżowała swoje ręce na klatce piersiowej, słuchając chłopaka.
- On ma do wykonania pewną misję, a jest ona nieco "straszna". No, i gdyby miała mu się stać jakaś krzywda, gdyby tego nie wykonał, to co byś zrobiła na jego miejscu?
Katie zadziwiła ta "prośba" Dracona. Przez chwilę dwójka uczniów stała cicho. Brązowowłosa nie wiedziała co miała powiedzieć. Była zaskoczona. Po minucie niezręcznej ciszy, Katie odpowiedziała.
- Wiesz, ja starałabym się przedłużyć tą misję najbardziej, jakbym mogła, albo na samym początku bym się nie zgadzała na jej wypełnienie. No, ale jeśli zagrażałoby to mojemu życiu to bym ostatecznie ją wykonała.
- Tak sądziłem, że to powiesz. - mruknął.
- A tak w ogóle, to co to jest za misja, jeśli mogę wiedzieć? - zapytała, unosząc delikatnie swoją jedną brew ku górze.
- Niestety, nie mogę ci tego zdradzić, ale chcę cię zaprowadzić w jedno miejsce, by ci coś pokazać.
Kiedy Draco to powiedział ruszył prosto przed siebie, nie oglądając się za siebie. Katie odwróciła się i przez krótką chwilę patrzyła, gdzie zmierzał Ślizgon, po czym pobiegła za nim, aby go dogonić. Gdy dziewczyna doścignęła Księcia Slytherinu, zapytała.
- Dokąd idziemy?
- Zobaczysz. - powiedział z chytrym uśmiechem, nie spoglądając na Katie.
Kiedy doszli na siódme piętro, Draco zaczął przechadzać się wzdłuż ściany intensywnie o czymś myśląc, a Katie szła cały ten czas za nim. Dopiero za trzecim razem, ich oczom ukazały się wielkie drzwi.
- Wow. - powiedziała zdumiona.
Draco rozejrzał się po korytarzu, po czym szybko wszedł do pomieszczenia, a dziewczyna zaraz za nim. Pokój Życzeń, nazywany przez skrzaty domowe pokojem "Przychodź-Wychodź" mieścił w sobie tyle rzeczy, które już od dłuższego czasu nie były komukolwiek potrzebne.
- Po co tu przyszliśmy? - zapytała Katie.
Jej brak cierpliwości zaczął denerwować Malfoya., jednak nie udzielił jej odpowiedzi.
Katie znała to pomieszczenie. Pokój Życzeń. Pamiętała te spotkania Gwardii Dumbledore'a i Harry'ego jako ich nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią na piątym roku. Pomyśleć, że to było rok temu. Dziewczynie przypomniało się jeszcze włamanie do Ministerstwa Magii wraz z przyjaciółmi, bo chcieli uratować Syriusza. Starcie z Śmierciożercami. Dziewczyna się ocknęła, po czym ruszyła Malfoyem. Po niedługim czasie przed nimi ukazała się wielka szafka. Kiedy Katie dołączyła do Ślizgona, powiedział.
- I oto widzisz to, co miałem ci pokazać. Jest potrzebna mojemu znajomemu do... - uciął w połowie zdania, po czym kontynuował. - No, jego mama go o to prosiła. Nie jest to związane z jego zadaniem, jego prosił mnie, abym za niego to zrobił.
Ktoś poprosił Malfoya, aby coś za niego zrobił? Katie coś tu nie pasowało. To w ogóle nie pasowało do wielkiego Dracona Malfoya.
- Oczywiście da mi coś za to, nie myśl, że zrobiłem to z dobroci.
I to jest stary Malfoy, pomyślała uśmiechając się przy tym blado.
- Myślę, że pomożesz mi to zrobić, aby szafka działała. Bo widzisz... Jest to Szafka Zniknięć.
Odrywając wzrok od szafki, panna Johnson spojrzała na Malfoya.
- Skoro ty masz coś z tego mieć, to ja też chcę. - powiedziała z cwaniackim uśmieszkiem.
Ślizgon odwrócił się w jej stronę tak, że stali twarzą w twarz, po czym rzekł.
- Jasne, nie ma sprawy, ale dopiero jak skończymy naprawiać tą Szafkę.
Gryfonka nie wiedziała, że blondyn skrywał przed nią mroczną tajemnicę.
Malfoy podszedł bliżej szafki, po czym pogładził ją dłonią. Po chwili wyjął jabłko z pojemnej kieszeni.
- Musiałem coś zabrać ze sobą, żeby sprawdzić czy działa.
Otworzył szafkę, po czym włożył do niej jabłko. Zamknął ją powoli, przymykając oczy i wypowiadając zaklęcie Harmonia Nectere Passus. Miał złudną nadzieję, że tym razem mogło się udać. Otworzył oczy, otwierając drzwiczki szafki. Jabłko nadal się w nim znajdowało. Jego ciało przeszedł zimny dreszcz. Znów to samo...
- Cholera, przecież to musi zostać naprawione! - krzyknął.
- Chyba długo nam to zajmie. - powiedziała Katie z rękoma skrzyżowanymi na klatce piersiowej, patrząc na Dracona.





                                                                     *****




Mijały tygodnie. Patrol obojga uczniów się skończył, a Draco i Katie dzień w dzień spotykali się po lekcjach w Pokoju Życzeń, aby naprawić Szafkę Zniknięć. Pewnego dnia, gdy po transmutacji wybrali się do pokoju Przychodź-Wychodź ku ich zdziwieniu i zadowoleniu udało im się naprawić szafkę. W stalowoszarych oczach Malfoya coś błysnęło, a ciało od razu odżyło. Chłopak wyprostował się i uśmiechnął się pod nosem.
- Wiedziałem, że w końcu naprawimy tą cholerną zmorę. - rzekł, patrząc na Gryfonkę.
Podszedł bliżej niej, po czym pogładził ją po włosach i bez słowa wyszedł z pomieszczenia. Dla Katie to było bardzo dziwne. Czy nie było go stać na chociaż krótkie "do zobaczenia?". Nie pozostało jej nic innego jak tylko opuścić Pokój Życzeń.
Gryfoni tego dnia nie mieli już żadnych zajęć, więc Katie wraz z Harry'm, Ronem i Hermioną udali się do pokoju wspólnego.
- Katie, nie rozumiem dlaczego włóczysz się z tym Malfoyem po szkole. W ogóle ostatnio gdzieś razem znikaliście. - powiedział Ron.
Katie siedziała w wygodnym fotelu i milczała. Harry z Ronem wpatrywali się w dziewczynę, a Hermiona jak zwykle czytała książkę.
- Nie muszę ci wszystkiego mówić, ani nikomu innemu. - powiedziała czekoladowooka po chwili ciszy.
-Katie, jesteśmy przyjaciółmi, nam możesz powiedzieć o wszystkim. - oznajmił Harry.
- Wiem, Harry, ale zrozum, że po prostu nie mogę.
Katie westchnęła.
- Od kiedy zadajesz się z tą fretką, stałaś się bardziej zamknięta w sobie. - stwierdził Ron.
- Co ty wygadujesz? Tak w ogóle to... Dobra, nieważne. - powiedziała, po czym wstała z fotela i udała się do dormitorium dziewcząt.
Gdy tylko Katie znalazła się w pomieszczeniu, położyła się na swoim łóżku z rozłożonymi rękoma. Gryfonka zastanawiała się nad słowami Rona. Może rzeczywiście zamykała się w sobie? W końcu, nie spędzali ze sobą tyle czasu jak dawniej, a jak się spotykali to rozmowa kończyła się pytaniem "co robiłaś dzisiaj z Malfoyem?". Po godzinie rozmyślań Katie była tak zmęczona, że się nie zorientowała kiedy zasnęła.






                                                                   *****


Leżała.
Kiedy otworzyła oczy, oparła się o łokcie. 
Widziała wokół siebie obłoki.
Czyżby była w niebie?
Nie była tam sama.
Byli tam Harry, Ron Hermiona... i Draco.
Przyglądała im się.
Złota Trójca stała bardzo blisko siebie.
Draco stał parę metrów dalej na uboczu.
Mówili coś do niej. 
Dziewczyna wsłuchiwała się w ich słowa.
- Chodź do nas. - powiedzieli Gryfoni.
Katie wstała, lecz do nich nie podeszła.
- Chodź do mnie. - powiedział nagle Draco.
- Chodź do nas. - powtórzyli.
- Chodź do mnie. - powtórzył Ślizgon.
- Katie. - powiedzieli jednogłośnie.
Zaczęli się do niej zbliżać.
Ich twarze nie wyrażały żadnych emocji. 
Wyglądali jak zaprogramowane roboty.
- Katie. - usłyszała ponownie swoje imię.
- Chodź do nas.
- Dołącz do mnie.
Nagle zniknęli.
Wszędzie było słychać głosy tej czwórki, lecz nigdzie ich nie było.
Katie zatkała sobie uszy dłońmi.
- Przestańcie! - krzyczała.
Głosy nie ustawały.
- Przestańcie! - krzyknęła ponownie.
Upadła na kolana.
Opuściła głowę w dół.
Gdy ją uniosła, nie zastała wokół siebie obłoków.
Była w Zakazanym Lesie.
Niebo było granatowe.
Las był o wiele bardziej przerażający.
Jej przyjaciele byli torturowani przez Smierciożerców
Nie mieli przy sobie różdżek, by się obronić.
Draco stał przy reszcie zwolenników Czarnego Pana i patrzył na tą okropną scenę.
Nagle zwrócił głowę w jej stronę.
Uniósł w ręce trzymaną różdżkę.
Katie stała jak słup soli.
Czuła jakby była sparaliżowana.
Chciała się rozpłakać.
Draco wypowiadał zaklęcie, kiedy...


Katie obudziła się. Wstała z łóżka, po czym spojrzała na zegarek. Było po godzinie siódmej. Dziewczyna wyciągnęła z walizki świeże ubrania, po czym szybko się przebrała i wyszła z dormitorium po spiralnych schodach prosto do pokoju wspólnego. Z pomieszczenia wyszła przez dziurę w portrecie, po czym ruszyła prosto do Wielkiej Sali na śniadanie. Po drodze spotkała Dracona z kolegami. Chwyciła Księcia Slytherinu za ramię.
- Musimy porozmawiać. - powiedziała.
To co usłyszała z jego ust, przeszło jej najśmielsze oczekiwania...







                                                                   Witam :)
Po dosyć długiej przerwie postanowiłam coś napisać. Rozdział jest krótki, za co przepraszam. Zakończenie tego rozdziału nie miało tak wyglądać, ale mam nadzieję, że wam się podoba. Proszę, abyście zostawiali komentarze. Nawet jedno zdanie potrafi bardzo zmotywować człowieka :)

niedziela, 9 marca 2014

Miniaturka - "Nienawiść vs. namiętność"

Pisane przy piosenkach:
Taylor Swift - Writing Songs About You
Taylor Swift - Come back... Be here
Tiffany Giardina - Love Story (Taylor Swift Cover)
Little Mix - Word Up!
Demi Lovato - Everything You're Not (Cool Version)


Claudine Grant. Niezwykła dziewczyna, gdyż była czarownicą. Była szczupła, średniego wzrostu, miała zielone oczy i długie, ciemnoczerwone włosy, które naturalnie przyjmowały kolor ciemnego blondu. Jej twarz była delikatnie pobladła, a usta pełne. Uczęszczała do Akademii Magii Beauxbatons. Dziewczyna urodziła się w Paryżu, we Francji. Nie miała problemów z nawiązywaniem nowych znajomości, ale była też trochę nieśmiała. Wszyscy co ją znali opisywali jako miłą, uroczą i przyjazną dziewczynę, której można było zaufać. Miała wielu przyjaciół, ale jej najlepszą przyjaciółką była dziewczyna o imieniu, Audrey. Niestety, ona nie była czarownicą. Znała sekret Claudine o tym, że uczęszczała do Szkoły Magii i przysięgła, że nikomu o tym nie powiedziała.


                                                                       *****


- Claudine, Claudine. - usłyszała głos swojej mamy. - Zejdź do nas na chwilę, proszę.
- Już idę, mamo. - krzyknęła ze swojego pokoju.
Odłożyła swoją ulubioną książkę "Opowieści z Narnii: Podróż "Wędrowca Do Świtu"" napisaną przez C.S. Lewisa na szafkę nocną, która znajdowała się obok łóżka, na którym leżała dziewczyna. Pokój Claudine nie był za duży, ani za mały, lecz w sam raz. Po prostu idealny. W pomieszczeniu znajdowało się wszystko co powinno znajdować się w pokoju szesnastoletniej dziewczyny, czyli szafa na ubrania z drewna dębowego, biurko z drewna bukowego, na którym leżał czarny laptop, mała biblioteczka pełna książek fantastycznych, przygodowych, a także romantycznych. I oczywiście łóżko i szafka nocna. Ściany przyjmowały kolor błękitu, sufit był cały biały, a na drewnianej podłodze znajdował się miękki dywan o kolorze granatowym.
Dziewczyna wstała z łóżka, po czym ruszyła w stronę białych drzwi z klamką koloru złotego. Kiedy Claudine wyszła z pokoju, zeszła po schodach jednocześnie rozglądając się za swoimi rodzicami. Gdy tylko znalazła się na dole, wpierw zajrzała do kuchni. Byli tam oboje. Matka dziewczyny, Vivien była trochę podenerwowana, tak samo jak jej ojciec o imieniu, James. Tyle, że mężczyzna wydawał się być też szczęśliwy. Vivien była niską, szczupłą blondynką o zielonych oczach. Natomiast James był wysokim, delikatnie przypakowanym brunetem o niebieskich oczach. Oboje byli czarodziejami czystej krwi.
Claudine stanęła przed rodzicami, po czym skrzyżowała swoje ręce na klatce piersiowej.
- Więc? - zapytała po chwili.
- Może ja jej powiem? - zapytał mężczyzna kobietę stojącą obok niego.
- Nie, ja to zrobię. - powiedziała, patrząc na swojego męża, po czym zwróciła swój wzrok na jedyną córkę. - Kochanie, my... Wyprowadzamy się.
Dziewczyna delikatnie wytrzeszczyła swoje oczy, gdyż była w szoku. Nie tego się spodziewała. Myślała, że rodzice chcą ją powiadomić, że wyjeżdżają całą rodziną na kilka dni, albo coś podobnego, ale nie tego.
- C-Co? Ale, dlaczego? Gdzie? - wypytywała.
- Do Londynu. Twój ojciec dostał tam posadę aurora. - odpowiedziała jej matka spokojnym głosem.
- Ale my nie możemy. Co z moją szkołą? Jak ja będę się spotykać z przyjaciółmi?
- Spokojnie, pójdziesz do Hogwartu. - powiedział James.
- Do Ho- czego? - zapytała zdziwiona.
Pierwszy raz słyszała o takiej szkole, chociaż mogło jej się kiedyś o tym obić o uszy i mogła zapomnieć.
- Do Hogwartu, Szkoły Magii i Czarodziejstwa.
- I będę musiała wszystko zaczynać od początku? Od pierwszej klasy?
- Nie, pójdziesz od razu na szósty rok. Wszystko już z twoją matką załatwiliśmy.
Claudine myślała, że się rozpłacze. Nie chciała opuszczać Paryża. Kochała to miasto i miała tam przyjaciół, którzy ją znali jak nikt inny. Lecz tylko jedna z tych osób znała jej sekret. Nie chciała, aby wszyscy się o tym dowiedzieli.
- Kiedy wyjeżdżamy? - wyjąkała.
- Jeszcze dziś. - odpowiedziała jej matka.
- Dzisiaj?
- Tak, leć się szybko spakować.
- A mogę się chociaż pożegnać z Audrey? - zapytała, czując jak pojedyncza łza spływała jej po policzku, którą szybko otarła.
- Tak, i nie myśl, że nie wiemy jak ci z tym teraz ciężko, ale po jakimś czasie to przejdzie. Uwierz mi. - powiedziała jej matka, podchodząc do niej i przytulając ją do siebie.
Czerwonowłosa dziewczyna nic nie powiedziała, tylko ruszyła w stronę drzwi wyjściowych. Najpierw założyła swoje ulubione czerwone tenisówki, potem wyszła. Szła w stronę domu swojej najlepszej przyjaciółki, która mieszkała tylko pięć minut drogi od niej. Niedługo znalazła się przed białym domem z pięknym ogrodem, a przed nim znajdował się czarny metalowy płot. Otworzyła drzwiczki, przez które przeszła i ruszyła betonową ścieżką. Po krótkiej chwili znalazła się na ganku. Przez całą drogę z domu zastanawiała się jak miała powiedzieć swojej przyjaciółce, że musiała na zawsze opuścić Francję. Mocno przymknęła oczy, po czym nacisnęła na guzik od dzwonka do drzwi. Nie musiała długo czekać, aż ktoś jej otworzył. Ujrzała przed sobą brunetkę o smukłej sylwetce, troszeczkę wyższą od niej o brązowych oczach i długich, delikatnie falowanych czarnych włosach.  Była to Audrey. Jak zawsze uśmiechnięta.
- Hej, Claud. - powiedziała, przytulając przy tym przyjaciółkę. - Wejdź do środka.
- Nie mogę, gdyż muszę ci coś powiedzieć. - powiedziała ze smutną miną.
- Co się stało? - zapytała, a uśmiech zniknął z jej twarzy.
- J-ja... Ja wyjeżdżam.
- Rodzice zawsze zabierali cię na kilka dni za granicę, więc... - ucięła, gdyż dziewczyna jej przerwała.
- Chodzi o to, że to nie jest taki wyjazd na kilka dni. Wyprowadzamy się i chyba już tu nigdy nie wrócę. - powiedziała z łzami w oczach.
Jej przyjaciółka była w szoku tak samo jak ona, gdy usłyszała o tym od rodziców. W ogóle jej się nie dziwiła.
- Dlaczego? - zapytała.
- Tata dostał jakąś posadę w Ministerstwie Magii. - te dwa słowa powiedziała już ciszej, żeby nikt inny ich nie usłyszał.
- I co ja powiem Anicie, Davidowi, Lenie i Olivierowi? - zapytała, patrząc na Claudine.
- Powiedz, że musieliśmy wyjechać, bo tata dostał posadę w Londynie, ale nie wiesz jaką i gdzie dokładnie. - odpowiedziała od razu.
Audrey pokiwała potwierdzająco głową.
- Obiecaj, że będziesz pisać. - powiedziała Audrey.
- No, jasne. - powiedziała, po czym przytuliła do siebie najlepszą przyjaciółkę.
Claudine mogła usłyszeć jej cichy płacz.
- Będę tęsknić.
- Myślisz, że ja nie? - zapytała retorycznie Claudine.
Dziewczyny odsunęły się od siebie, po czym się pożegnały ostatni raz.
Claudine ruszyła w stronę jeszcze swojego domu, by się spakować. Kiedy dotarła do mieszkania, od razu pobiegła do swojego pokoju, aby się spakować. Wyciągnęła wszystkie walizki i rzeczy z szaf, po czym wszystko upchnęła tak, aby się wszystko zmieściło. Po jakieś godzinie wszystko znajdowało się w walizkach. Dziewczyna wzięła różdżkę w dłoń, po czym chwyciła swój bagaż i zeszła na dół, gdzie czekali już spakowani i gotowi do wyjazdu rodzice.
- Gotowa? - zapytała jej matka.
- Tak. - odpowiedziała ze smutkiem.
- Będziemy się teleportować. - powiedział James.
Claudine razem z matką chwyciły jej ojca za rękę i po chwili obraz jej się zamazał. Poczuła szarpnięcie w okolicach pępka, a po krótkim czasie poczuła grunt pod nogami. Znaleźli się na jakieś ulicy. Dziewczyna spojrzała na tabliczkę, która znajdowała się niedaleko. Puściła rękę swojego ojca i podeszła bliżej niej, aby przeczytać, co było na niej napisane.
- Grimmauld Place. - przeczytała cichutko.
Po przeczytaniu napisu, poszła w stronę swoich rodziców, po czym chwyciła swój bagaż i ruszyła za nimi. Numer ich nowego domu był siedem. Kiedy weszła do środka, nic ją nie zadziwiło. Dom jak dom, tylko trochę mniejszy od poprzedniego. Dziewczyna ruszyła korytarzem, rozglądając się po nowym mieszkaniu.
- Witaj w domu. - zwróciła się do niej jej matka z uśmiechem.
Claudine delikatnie się uśmiechnęła w stronę swojej rodzicielki.
- Chodź, pokażę ci twój pokój. - powiedziała, po czym ruszyła przed siebie.
Dziewczyna z bagażami ruszyła za swoją matką. Obie stanęły przed dębowymi drzwiami z czarną gałką. Vivien otworzyła drzwi, po czym gestem ręki pokazała, aby Claudine weszła do środka. Pokój był średniej wielkości. Ściany były beżowego koloru, a podłoga była pokryta ciemnymi panelami. Zza okna dostawały się sierpniowe promienie słońca. Biurko było zrobione z litego drewna, a łóżko z drewna sosnowego ładnie pościelone.
- Zobaczysz, że wszystko będzie dobrze. - powiedziała Vivien, stojąc za córką i gładząc ją po ramieniu.
Dziewczyna pokiwała twierdząco głową, nic nie mówiąc.


                                                                        *****


Dwa tygodnie później.
Pierwszy wrzesień. Dzień, w którym Claudine miała jechać do Hogwartu. Była już godzina 10. 50. Czerwonowłosa dziewczyna wraz z rodzicami szła w stronę peronu 9¾ pchając bagaż na wózku na stacji King's Cross. Na Ulicy Pokątnej kupiła sobie sowę płomykówkę, potrzebne książki i szatę. Wokół oczu była rdzawa, a na zewnątrz biała.
Godzina 10.55.
Rodzina Grant znajdowała się już na peronie 9¾. Państwo Grant żegnali się z córką, którą mogli zobaczyć dopiero na święta chyba, że sama zdecydowała, że chciała w tamtym czasie też zostać. Claudine przytuliła się do rodziców, po czym zabrała ze sobą swój bagaż i wsiadła do pociągu Express Hogwart. Przez jakiś czas przepychała się pomiędzy innymi czarodziejami, aż w końcu znalazła wolny przedział. Otworzyła wysuwane drzwi, po czym weszła i włożyła swój bagaż na półkę. Zajęła miejsce przy oknie, po czym spojrzała przez nie i zobaczyła swoich rodziców machających do niej. Pociąg powoli ruszył, a Claudine machała im tak długo, dopóki nie zniknęli z jej pola widzenia.
Po jakimś czasie usłyszała, że ktoś wchodzi do jej przedziału. Zwróciła swój wzrok w stronę drzwi i ujrzała trójkę czarodziejów, dwóch chłopaków - jeden miał czarne włosy, drugi rude i dziewczynę, która włosy miała kasztanowe, średniej długości.
- Cześć. Możemy się przysiąść? - zapytała dziewczyna.
- Jasne. - odpowiedziała Claudine z uśmiechem.
Trójka przyjaciół weszła do środka, układając swój bagaż na półkach. Chłopcy usiedli naprzeciw niej, a dziewczyna obok panny Grant.
 - Jestem Hermiona Granger. - powiedziała kasztanowłosa z uśmiechem, patrząc na nią. - A ty?
- Claudine Grant.
Hermiona spojrzała na chłopców, którzy patrzyli na Claudine, jakby byli zahipnotyzowani.
- Ta dwójka to Harry Potter i Ron Weasley. - powiedziała wskazując po kolei na chłopców.
Claudine spoglądając na chłopaków, pochyliła się do Hermiony i szepnęła.
- Dlaczego oni się tak dziwnie na mnie patrzą?
- Zapewne przypadłaś im do gustu. - odpowiedziała głośno Gryfonka tak, żeby oni ją usłyszeli.
Chłopcy mrugnęli szybko kilka razy, co oznaczało, że się już ocknęli.
- Pierwszy raz w Hogwarcie? - zapytał od razu Ron z głupim uśmiechem.
- Tak. - odpowiedziała, odwzajemniając uśmiech.
- Dlaczego dopiero teraz? - zapytał Harry.
- Mój tata dostał posadę aurora w Londynie i musieliśmy się przeprowadzić. Tak, to chodziłam do Beauxbatons.
- Wow. - powiedzieli chłopcy.
Rozmawiali tak, dopóki pociąg nie zatrzymał się na stacji. Claudine musiała niestety, płynąć łódką z pierwszorocznymi, gdyż musiała zostać przydzielona do jednego z Domów. Gdy wypłynęli na jezioro, jej oczom ukazał się wielki zamek na wzgórzu, który był oświetlony blaskiem księżyca. Dziewczyna dziwnie się czuła pomiędzy pierwszoroczniakami, między innymi dlatego też, że była od nich sporo wyższa.
Przed Wielką Salą powitała ich starsza czarownica w ciemnozielonej szacie i włosami upiętymi w kok.
- Witam was wszystkich. Nazywam się Minerwa McGonagall i będę uczyła was transmutacji. Zaraz wejdziecie do Wielkiej Sali, gdzie odbędzie się ceremonia przydziału. Każde z was trafi do jednego z czterech Domów. Zwą się Gryffindor, Hufflepuff, Ravenclaw i Slytherin - w ostatnim słowie można było usłyszeć pogardę. - Proszę za mną.
Drzwi do Wielkiej Sali nagle otworzyły się i wszyscy ruszyli za panią profesor. Było w niej wielu uczniów. Panna Grant musiała dziwnie wyglądać wśród uczniów sporo niższych od siebie. Claudine ujrzała Hermionę, Rona i Harry'ego siedzących po jej prawej stronie przy długim stole. Uśmiechali się do niej. Nagle wszyscy się zatrzymali. Profesor McGonagall trzymała w dłoni długi pergamin, który rozwinęła. Obok niej znajdowały się stołek i Tiara Przydziału.
- Gdy kogoś wyczytam, podejdzie tutaj. Włożę mu na głowę Tiarę Przydziału, która wyznaczy wasze Domy. - powiedziała.
Każdy z pierwszoroczniaków po wyczytaniu imienia i nazwiska, siadał na stołku i został przydzielony do jednego z Domów.
- Claudine Grant. - wykrzyknęła profesor McGonagall.
Gdy tylko Draco Malfoy, usłyszał to imię i nazwisko, szczęka mu opadła. Nie dosłownie, ale był bardzo zdziwiony i zszokowany. Zabini spojrzał na swojego przyjaciela.
- Stary, wszystko w porządku?
- To niemożliwe. - powiedział prawie niedosłyszalnie.
Po chwili wszyscy usłyszeli głos Tiary.
- GRYFFINDOR!
Wszyscy Gryfoni zaczęli bić brawa. Claudine podeszła do stołu, gdzie siedzieli Gryfoni, których poznała w pociągu. Dyrektor szkoły, Dumbledore wygłosił swoją przemowę, po czym uznał, że nadszedł czas na ucztę. Nagle na wszystkich stołach pojawiły się różne smakołyki.
Claudine nalała sobie soku z dyni do złotego kielicha, po czym zaczęła rozglądać się dyskretnie po wszystkich stołach, po czym ujrzała tego chłopaka. Widząc go, dziewczyna wypluła sok na siedzącego naprzeciw niej Rona. Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Rudzielec miał minę, jakby miał podane na talerzu zgniłe mięso, po czym zaczął wycierać swoją twarz.
- Claud, co ci jest? - zapytał Weasley.
- Co on tu robi? - zapytała mając wzrok cały czas wymierzony wprost na Malfoya, który od czasu do czasu zerkał na czerwonowłosą dziewczynę.
Złota Trójka spojrzała na nią, po czym zwrócili wzrok na osobę, na którą ona patrzyła.
- Malfoy? Ta fretka? On jest w Slytherinie. - powiedział Ron z pogardą.
- I mamy co roku razem te same zajęcia. - dodała Hermiona. - Znasz go?
- Miałam okazję. - powiedziała.
Zdziwieni spojrzeli na pannę Grant.
- Jak, kiedy to było? - zapytał Potter.
Claudine przez chwilę siedziała cicho, po czym w końcu powiedziała.
- Dobrze, powiem wam. Ja i... Malfoy. Można powiedzieć, że byliśmy razem.
- Co? - powiedzieli chórem.
- Ty byłaś z fretką? - zapytał po krótkiej chwili zdziwiony Ron.
- Tak. - odpowiedziała krótko. - Był w Paryżu w zeszłe wakacje i... Stało się, po prostu się stało. Mówił mi jaka to jestem piękna, cudowna i takie tam głupoty. Przed wyjazdem obiecał mi, że wyśle mi list przez sowę, ale tego nie zrobił. Wystawił mnie. - po ostatnim zdaniu, trochę posmutniała.
W tamtej chwili przypomniała sobie, gdzie słyszała o Hogwarcie. Draco jej o nim opowiadał, lecz nie chwalił tej szkoły. Powiedział jej, że wolał być w Durmstrangu, lecz jego rodzice kazali mu ukończyć tą szkołę.
- Tak w ogóle to dlaczego mówicie na niego fretka? - zapytała Claudine.
- Sytuacja z czwartej klasy, bardzo zabawna. Profesor Moody, który dwa lata temu uczył tutaj Obrony Przed Czarną Magią zamienił go w fretkę na oczach całej szkoły, a potem nim lewitował na wszystkie strony świata. Nigdy w życiu się tak nie ubawiłem. - powiedział powstrzymując się od śmiechu Ron.
Panna Grant wybuchnęła śmiechem, a razem z nią Harry i Ron. Tylko Hermiona miała poważną minę.
- Mógł mu zrobić krzywdę. - powiedziała.
- I co z tego? Należało mu się. - powiedział Weasley.
I tak rozmawiali i śmiali się do końca uczty. Później wszyscy uczniowie ruszyli do swoich dormitoriów.


                                                                 *****


Poranek. Godzina 7.00. Wszyscy uczniowie w Wielkiej Sali siedzieli na śniadaniu. Czerwonowłosa prawie nic nie zjadła ostatniego wieczora na wielkiej uczcie i teraz miała ochotę zjeść wszystko co się znajdowało na stole. Nałożyła sobie kiełbaski, które zjadła migiem, a potem wzięła skibkę chleba i zaczęła ją smarować marmoladą. Hermiona zakuwała już na pierwszą lekcję, którą była Obrona Przed Czarną Magią z Ślizgonami, a uczył jej niejaki profesor Snape.
- Hermiono, może byś coś zjadła? - zapytała panna Grant, patrząc na Gryfonkę, która była pochłonięta czytaniem podręcznika.
- Nie przeszkadzaj jej. Chce być po prostu lepsza od Harry'ego.  - powiedział Rudzielec, jednocześnie jedząc swoją porcję kiełbasek.
Harry miał spuszczoną głowę, zajmując się swoim jedzeniem.
- Nie bądź śmieszny, Ron. - powiedziała panna Granger znad swojej lektury.
- To jedyny przedmiot, w którym Harry jest lepszy od ciebie, a ty bez przerwy czytasz ten podręcznik. Jesteś zazdrosna o jedno W?
- Nie, nie jestem. A teraz przepraszam, ale straciłam apetyt. - powiedziała, po czym wstała od stołu, wzięła swoją brązową torbę i wyszła z Wielkiej Sali.
- Zdenerwowałeś ją. - powiedziała Claud.
- Nie zdenerwowałem, tylko powiedziałem prawdę, której nie chce przyjąć, a to zasadnicza różnica. - powiedział w stronę zielonookiej.
Claudine pokiwała delikatnie głową, jednocześnie śmiejąc się pod nosem.
Godzina 7.40
Wszyscy powoli opuszczali Wielką Salę, aby udać się pod klasy, gdzie mieli swoje lekcje. Pierwszą lekcją Claudine była Obrona Przed Czarną Magią na trzecim piętrze, gdzie uczył ich tego przedmiotu profesor Snape. Ron i Harry wytłumaczyli dziewczynie, że żaden nauczyciel na tej posadzie nie wytrwał dłużej niż rok, co ją trochę zdziwiło. Kiedy wychodziła z Wielkiej Sali, poczuła jak ktoś chwyta ją za ramię. Gdy się odwróciła, ujrzała Dracona Malfoya, a za nim stało dwóch potężnych chłopaków.
- Proszę, proszę. Kogo ja tu widzę... - zaczął z swoim wrednym uśmieszkiem.
- A, zgadnij kogo ja widzę? Głupią, tlenioną fretkę z ilorazem inteligencji zero. - powiedziała z powagą i skrzyżowanymi rękoma na klatce piersiowej.
Po jej słowach dwóch osiłków już zrobiło krok w jej stronę, lecz Malfoy dał im znak ręką, aby tego nie robili. Widać było lekkie zdziwienie na jego twarzy jak wypowiedziała słowo "fretka", gdyż nigdy jej nie wspominał o tym, że tak go nazywają Gryfoni. Blondyn zrobił krok w jej stronę i spojrzał w jej oczy, wciąż się wrednie uśmiechając.
 - Nie wiedziałem, że jesteś taka wyszczekana. Gdybym wiedział to zatrzymałbym cię sobie na dłużej. - powiedział, odgarniając powoli kosmyk jej włosów za ucho, lecz dziewczyna odsunęła od siebie jego rękę.
Po chwili obok niej znaleźli się Ron i Harry.
- Zostaw ją w spokoju, Malfoy! - warknął czarnowłosy.
- Bo co mi zrobisz Potter? - syknął Książę Slytherinu.
- Chodźmy, Claud. Nie warto marnować czasu na taką fretkę. - szepnął jej Rudzielec do ucha.
Cała trójka się odwróciła i ruszyła na trzecie piętro, gdzie mieli zacząć pierwszą lekcję. Niestety, z Ślizgonami. Co oznaczało, że Claudine musiała spędzić całą godzinę w jednym pomieszczeniu z tym gadem. Za sobą mogli usłyszeć śmiech wychowanków Domu Węża.
15 minut później...
Godzina 8.00. Do klasy wkroczył profesor Snape z ziemistą twarzą, ubrany w czarną szatę. Widząc go, pannę Grant przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Nowa Gryfonka zajęła miejsce obok Hermiony w czwartej ławce od końca. Pomieszczenie było średniej wielkości. Dwa rzędy ławek były ustawione stosunkowo blisko siebie. W klasie znajdowały się cztery okna. Dwa od zachodniej i dwa od wschodniej strony. W rogu pomieszczenia, nieopodal biurka, stała gablota, w której można było znaleźć wiele nieco poniszczonych książek dotyczących OPCM.
Po dziesięciominutowym wstępie na temat, czym jest czarna magia, Snape zapytał.
- Kto mi powie na czym polega przewaga zaklęcia niewerbalnego nad werbalnym?
Ręka Hermiony wystrzeliła w górę. Snape rozejrzał się wzrokiem po klasie, po czym powiedział.
- Słucham... Panno Granger.
- Nie ostrzega się przeciwnika, jakiego rodzaju magii chce się użyć, co daje ułamek sekundy przewagi.
- Odpowiedź zaczerpnięta prawie słowo w słowo ze Standarowej Księgi Zaklęć, stopień szósty. - powiedział Snape lekceważąco. Claudine usłyszała za sobą cichy śmiech Dracona. - Ale w zasadzie poprawna.
Po wykładzie na temat zaklęć niewerbalnych, profesor powiedział.
- Teraz podzielę was w pary. Jeden z partnerów będzie próbował rzucić na drugiego zaklęcie, nie wymawiając na głos formuły. Ten drugi będzie próbował odeprzeć atak.
Snape rozejrzał się po klasie.
- Potter i Nott, Weasley i Bulstrode, Granger i Parkinson - wszyscy wymienieni wstawali niechętnie ze swoich miejsc i podchodzili do przydzielonych im osób. - Grant i Malfoy...
Na te słowa dziewczyna szybko wstała ze swojego miejsca  i powiedziała patrząc na Snape'a.
- Nie zgadzam się!
Wszyscy na nią spojrzeli wraz z profesorem. Słyszała wokół siebie ciche szepty. Snape bardzo szybkim krokiem podszedł do ławki Claudine. Dziewczyna cały czas stała, wyglądała na niewzruszoną, lecz w środku czuła, że popełniła błąd.
- Panno Grant, jest pani nowa w tej szkole, więc pani jeszcze nie wie, że mnie nie wolno się sprzeciwiać. - powiedział  Snape, zupełnie wypranym z emocji głosem. - Czy to jasne, Grant?
- Tak, profesorze. - odpowiedziała, patrząc na twarz profesora i starając się nie pokazać, że się bała.
- Więc, na co jeszcze czekasz?
Claudine nic nie odpowiedziała, tylko odeszła od swojej ławki, ruszając w stronę zadowolonego Malfoya.
- No, no Claudine znowu się spotykamy. - zaczął Draco z swoim uśmieszkiem.
- Zamknij się, Malfoy. - syknęła.
- O co ci chodzi? Przecież jestem dla ciebie miły. Nie to co dla Bliznowatego, Wieprzleja i tej szlamy Granger.
- Zamilcz! - warknęła, po czym wypowiedziała. - Protego!
Zaklęcie było tak silne, że blondyn poleciał na ławkę znajdującą się na końcu klasy. Dziewczyna delikatnie wytrzeszczyła oczy. Nie wiedziała, dlaczego to zrobiła. Działała pod wpływem emocji, a Draco strasznie ją wkurzył. Odwróciła się i zobaczyła, że wszyscy uczniowie patrzą na nią zszokowani. Parkinson szybko podbiegła do Dracona, starając mu się pomóc wstać. Chłopak jęczał z bólu. Czuł, że wszystko go bolało.
- Czy pamiętasz jak mówiłem, że ćwiczymy zaklęcia NIEWERBALNE, Grant? - usłyszała dziewczyna już jej znajomy zimny jak lód głos, który stał tuż przed nią i patrzył na nią z powagą.
- Tak, panie profesorze. - powiedziała cichutko, patrząc ze strachem w oczach na Snape'a.


                                                                   *****



Draco został zabrany do Skrzydła Szpitalnego, w którym musiał spędzić kilka dni. Pani Pomfrey powiedziała, że miał złamane parę żeber. Gryfonka już pierwszego dnia w nowej szkole została wezwana do gabinetu dyrektora.
- Panie dyrektorze, ja na serio nie chciałam... - zaczęła zielonooka, gdy tylko weszła do gabinetu.
W gabinecie znajdowały się takie rzeczy jak biurko, stoliki o pajęczych nóżkach, kominek i myślodsiewnia. Na półce za biurkiem leżała Tiara Przydziału, a w szklanej gablocie znajdował się miecz wysadzany rubinami, który był własnością samego Godryka Gryffindora. Na ścianach gościły portrety poprzednich dyrektorów Hogwartu, między innymi Armanda Dippeta, Dilysy Derwent i Phineasa Nigellusa. Niedaleko drzwi na złotym pręcie, znajdował się złoto-czerwony ptak. Był to feniks Fawkes.
Dumbledore siedział przed swoim biurkiem i patrzył na stojącą już przed nim Claudine.
- Wierzę pani, panno Grant. - powiedział spokojnym głosem.
- Ale ja naprawdę... - zaczęła ponownie po słowach dyrektora, gestykulując rękoma, po czym spojrzała ze zdziwieniem na dyrektora. - Co pan powiedział?
- Wierzę, że pani nie chciała zrobić krzywdy, panu Malfoy'owi. - wstał i zaczął krążyć po gabinecie.
- To dlaczego mnie tutaj pan wezwał? - zapytała zdezorientowana, patrząc na krążącego po pomieszczeniu Dumbledore'a.
- Gdyż nie można tej sprawy, tak po prostu zostawić. - po tych słowach się zatrzymał kilka kroków od Gryfonki. - Chciałbym, żeby pani poszła do Skrzydła Szpitalnego i przeprosiła go za to, co pani zrobiła.
- Co?! - krzyknęła. - Jedyne na co on zasługuje, to na kopa w ten arystokracki tyłek!
Nie mogła uwierzyć w to, że miała go przepraszać. To on powinien błagać ją na kolanach za to, że nie wymierzyła w niego jakimś gorszym zaklęciem, chociaż wtedy mogłaby zostać wydalona ze szkoły. Ona zrobiła to przez przypadek. Tak, naprawdę to nie chciała, aby stało mu się cokolwiek złego. Wiele razy wyobrażała sobie jak miała się na nim zemścić, za to jak potraktował ją w zeszłe wakacje. Claudine wyobraziła sobie jakby było, gdyby rzuciła zaklęcie Densaugeo i widziałaby tą zdziwioną minę Malfoya i śmiejących się z niego wokół uczniów, bo miałby przednie zęby niczym bóbr, albo i dłuższe. Na tą myśl zaśmiała się w głębi duszy. Kto wiedział, może by to na nim wypróbowała w niedalekiej przyszłości?
Dziewczyna szybko się ocknęła. Zapewne musiała wtedy głupio wyglądać. Dyrektor poważnie na nią patrzył.
- Przepraszam. - powiedziała ze spuszczoną głową, a uśmiech zniknął z jej twarzy. - Ale czy to jest konieczne?
- Tak. I najlepiej będzie, jeśli zrobisz to zaraz po opuszczeniu gabinetu.
- Dobrze.
Dyrektor delikatnie się uśmiechnął.
- Świetnie. Możesz już wyjść.
Gryfonka ruszyła w stronę drzwi wyjściowych. Kiedy wychodziła, rzuciła  krótkie "do widzenia" i szła w stronę Skrzydła Szpitalnego. Przeklinała siebie w duszy za to, co zrobiła. Nie musiałaby w tej chwili iść i przepraszać tego Wrednego Egoisty Od Siedmiu Boleści, lecz co się stało to się nieodstanie.
Kiedy tylko znalazła się przed wejściem do pomieszczenia, zatrzymała się. Delikatnie przymknęła oczy, po czym wypuściła przez usta powietrze i wzięła wdech.
- Spokojnie. Powiem tylko to głupie, cholerne przepraszam i wyjdę stamtąd, jak gdyby nigdy nic. - powiedziała cicho do siebie.
Zajrzała do środka. Widziała go. Leżał tam. Nikogo przy nim nie było. To było nawet dla niej dobrze. Nie chciała przy jego kumplach, mówić tego, że go przepraszała.
Weszła do środka, po czym wysiliła się na najmilszy uśmiech na jaki było ją stać w tamtej chwili. Nie była pewna czy jej się to udało. Kiedy Draco ją zobaczył, starał się ukryć zdziwienie. Niecodziennie zdarza się spotykać w odwiedzinach osobę, która sprawiła, że wylądowało się nawet w szpitalu. Kiedy Claudine stanęła przy jego łóżku, zapytał.
- Co ty tu robisz?
- Przyszłam cię przeprosić. - z trudem wypowiedziała to ostatnie słowo.
Malfoy zaśmiał się kpiąco, pomimo bólu w klatce piersiowej.
- Nie rozśmieszaj mnie, Grant.
- Nie chcesz przeprosin to nie. - powiedziała, po czym odwróciła się na pięcie, po czym ruszyła w stronę wyjścia.
Po kilku krokach się zatrzymała. Zacisnęła usta, odwróciła się i ruszyła w jego stronę, mówiąc jednocześnie.
- Wiesz, strasznie mnie wkurwiłeś. I nie chodzi mi tu o wyzywanie moich znajomych, ale o to jak mnie potraktowałeś. - zatrzymała się, patrząc na niego z wściekłością, trzymając przy tym metalowe barierki łóżka.
Draco przyglądał jej się ze zdziwieniem.
- O czym ty mówisz, Grant? - zapytał.
- O twojej obietnicy. Obietnicy, ty wredna fretko. Obiecałeś, że będziemy utrzymywać kontakt, pomimo twojego wyjazdu z Paryża.
- Nie pieprz głupot, Grant. - powiedział, starając się podnieść do pozycji siedzącej, ale zakończyło się to niepowodzeniem.
- Głupot? - zapytała z jeszcze większą złością, po czym obeszła łóżko i zajęła miejsce na stołku znajdującym się obok i patrzyła na Księcia Slytherinu. - A nie pamiętasz tego jak późną nocą staliśmy na szycie Wieży Eiffla, patrząc na gwiazdy i mówiłeś, że nic, ani nikt nas nie rozłączy? Że już zawsze będziemy razem? - poczuła jak łzy napływały do jej oczu. - To też dla ciebie głupoty?
Malfoy był w szoku. Nie wiedział, że dziewczyna to tak bardzo przeżywała. Owszem, wszystko pamiętał. Pamiętał każde słowo, które jej powiedział. Pamiętał jak mówił jej o Hogwarcie. Pamiętał ich pierwsze spotkanie. Pamiętał ich pierwszy pocałunek. Pamiętał ich pierwszy raz. Wszystko. Kiedy składał jej obietnicę, wiedział, że jej nie mógłby dotrzymać, chociaż mu tak bardzo na niej zależało. Nie chciał, żeby cierpiała przez odległość, która ich dzieliła. Wolał, żeby znalazła kogoś kto byłby cały czas obok niej, kiedy by kogoś potrzebowała. W tamtej chwili zdał sobie sprawę, jak bardzo ją skrzywdził.
- Tak. - odpowiedział głosem wypranym z emocji, spoglądając na nią.
Wiedział, że to jedno słowo bardzo ją zabolało, lecz nie chciał, aby to co było, ponownie się powtórzyło. Taki właśnie był Draco Malfoy. Był nieczułym, wrednym, cynicznym, egoistycznym, dupkiem. W ogóle nie przejmował się uczuciami innych. Dla niego liczyło się tylko jego wielkie ego. Widząc pojedynczą łzę, która spływała po bladym policzku dziewczyny, coś w nim pękło. Chciał coś powiedzieć, lecz Claudine wstała ze stołka i ruszyła w stronę wyjścia.


                                                                   *****

Kilka miesięcy później...
Draco i Claudine utrzymywali stosunki Ślizgon-Gryfonka, czyli ciągłe docinki i tym podobne. Po tym co Malfoy powiedział pannie Grant, dziewczyna w ogóle go nie oszczędzała. Na lekcjach Obrony Przed Czarną Magią była od niego lepsza, lecz nie wiedziała, że on jej pozwalał wygrywać. W głębi duszy cieszył się za każdym razem, kiedy ona się uśmiechała. Cieszył się jej szczęściem. Żałował tego co jej zrobił, co jej powiedział parę miesięcy temu. Od kiedy dowiedział się od Parkinson, że Claudine przeprowadziła się do Londynu, jeszcze bardziej pragnął ją odzyskać. Chciał cofnąć czas, żeby móc wszystko naprawić. Stało się coś, czego nikt się nie mógł spodziewać. Wielki Pan Draco Malfoy, Najgorętszy Przystojniak Hogwartu wpadł po uszy.
Pewnego kwietniowego poranka, podczas śniadania w Wielkiej Sali, Draco spoglądał dyskretnie na Claudine, która siedziała przy stole Gryfonów i śmiała się z żartu, który opowiedział jej Ron. Malfoy przełknął ślinę, po czym wstał i ruszył w stronę stołu przy, którym siedziała panna Grant. Wszyscy zaczęli się mu przyglądać, zastanawiali się co ten przebiegły Ślizgon kombinował. Czyżby chciał wszcząć kolejną kłótnię z Gryfonami?
Gdy stanął przy stole uczniów z Domu Lwa, a konkretnie przy Claudine, spojrzał na nią i powiedział.
- Jak ty to robisz, co? - zapytał, jakby miał o coś do niej pretensje.
Dziewczyna ze zdziwieniem spojrzała na Dracona tak jak wszyscy zgromadzeni w Wielkiej Sali. Gryfonka wstała, patrząc na Ślizgona i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej.
- Robię, co? - zapytała.
- Jak możesz być tak cholernie wkurzająca i seksowna jednocześnie? - zapytał, jakby to było normalne.
Claudine myślała, że się przesłyszała. Nie mogła uwierzyć, że on to powiedział.
- Dobrze się czujesz, Malfoy? Może jesteś chory?
- Tak, jestem chory. - powiedział, zbliżając się do dziewczyny, po czym przejechał palcem po jej policzku. - Chory z miłości do ciebie, a lekarstwem na to jesteś ty.
Spojrzał w jej oczy, a ona się delikatnie uśmiechnęła. Większość dziewczyn powiedziała "awww". Natomiast Potter i Weasley mieli miny, jakby mieli zwymiotować.
- Czy wybaczysz mi to, co zrobiłem i pozwolisz być tym, który będzie cię uszczęśliwiał, aż do pieprzonej śmierci?
Claudine słyszała ciche "zgódź się, zgódź się" wokół siebie. Uśmiechnęła się szerzej i powiedziała.
- To była najsłodsza rzecz, jaką kiedykolwiek słyszałam.
Draco uśmiechnął się, po czym nachylił się i pocałował malinowe wargi dziewczyny. Wszyscy zgromadzeni w Wielkiej Sali wstali i zaczęli klaskać.
I wszystko, było dobrze.



                                                                      KONIEC




Moja pierwsza miniaturka, którą pisałam 4 dni. Wiem, że to strasznie długo i mam nadzieję, że wam się spodoba. Proszę, zostawcie komentarze. Może to być nawet jedno zdanie, uwierzcie mi, że to nawet wywoła uśmiech na mojej twarzy :)
KOMENTARZ = SZACUNEK I MOTYWACJA DLA AUTORKI