PRZECZYTAJ PRZED PRZECZYTANIEM ROZDZIAŁU!
Jeśli czytasz ten rozdział to proszę o pozostawienie komentarza z opinią na jego temat, gdyż to jest dla mnie bardzo ważne. Dziękuję za uwagę :)
Pisane przy:
Harry Potter and The Half-Blood Prince Soundtrack - Malfoy's Mission
Harry Potter and The Half-Blood Prince Soundtrack - Dumbledore's Farwell
Był to wysoki mężczyzna o niebieskich tęczówkach, blond włosach i delikatnie bladej skórze. Był to Yaxley. Śmierciożerca. Sługa Czarnego Pana. Katie starała mu się wyrwać. Ruszała szybko głową raz w prawą, a raz w lewą stronę. Chciała krzyczeć, ale nie mogła, bo miała zasłonięte usta.
- Nie wyrywaj mi się, ty mała szlamo - syknął - Jeśli będziesz grzeczna, to nie zrobię ci krzywdy - powiedział jej na ucho, uśmiechając się przy tym szyderczo.
Dziewczyna przymknęła mocno oczy, modląc się, żeby to wszystko okazało się zwykłym koszmarem sennym. Chciała obudzić się w swoim łóżku wiedząc, że jej nic nie mogło grozić. Była przerażona. Nie ufała temu mężczyźnie. Oczywiście, że nie mogła mu ufać. Kto by zaufał, człowiekowi, który kogoś chwytał, a potem rzucał w stronę tej osoby plugawymi wyzwiskami?
Czuła jak jej serce z każdą minutą biło coraz szybciej. Jakby chciało wylecieć z jej klatki piersiowej. Wzięła dosyć głęboki wdech przez nos, żeby mogła uspokoić nie tylko bicie swego serca, ale i samą siebie. Nie wiedziała, co ją czekało w tamtej chwili. Chciała tylko spotkać się z Harry'm. Porozmawiać z nim o tym, że pomogła naprawić Malfoyowi szafkę zniknięć. Ale najbardziej pragnęła porozmawiać o tej szafce. Lecz w tamtej chwili to się nie liczyło. Katie chciała w jakiś sposób uciec Śmierciożercy, ale nie wiedziała jak to zrobić. Mężczyzna przyciskał ją mocno do swojego ciała. Ręce miała z tyłu swego ciała, a on trzymał ją za nadgarstki tak mocno, że nie mogła nimi poruszać. Czyli to jest mój koniec? Zapytała samą siebie w myślach. Nigdy nie myślała, że mogłaby zginąć z ręki sługi Czarnego Pana. Nie chciała tak umrzeć. Na pewno nikt nie chciał. Planowała spokojne życie z mężem i dwójką lub trójką dzieci. Mogliby mieszkać w domku jednorodzinnym. Najlepiej niedaleko jeziora. A na starość mogłaby siedzieć w wygodnym, bujanym fotelu na ganku ze swoim mężem i patrzeć na bawiących się wnuków. I to wszystko miało przepaść? Nie mogła na to pozwolić. Przysięgła sobie, że za wszelką cenę, nie mogła pozwolić się zabić. Nawet jeśli, nie miała zielonego pojęcia jak to zamierzała zrobić. A co, jeśli on nie zamierzał ją zamordować? Mógł równie dobrze mieć w planach, aby zostawić ją w Zakazanym Lesie na pożarcie przez jakieś niebezpieczne bestie.
- Ruszaj się - ryknął.
Dziewczyna od razu ruszyła do przodu po schodach. Wiedziała, że lepiej robić to co jej kazano, bo jak podejrzewała, mogły ją spotkać niemiłe konsekwencje, gdyby nie wypełniła któregoś rozkazu. Kiedy dotarli do celu to nie mogła uwierzyć w to co tam zobaczyła. Przed jej oczami stał wysoki chłopak o stalowoszarych oczach, włosach przyjmujących kolor płowego blondu i bladej skórze. Był to Draco Malfoy. Ubrany całkowicie na czarno. Czarne spodnie, buty, cienki sweter zakrywający mu prawie całą szyję i zapięta marynarka. W tym samym czasie, gdy Yaxley wkroczył z bezbronną Katie, on spojrzał w ich stronę. Chłopak był zszokowany widokiem brązowowłosej Gryfonki. Kątem oka dziewczyna mogła dostrzec stojącego naprzeciw Ślizgona, Dumbledore'a. Tam znajdowali się jeszcze inni ludzie. Byli to Fenrir Greyback, Amycus i Alecto Carrowowie, a także... Bellatriks Lestrange. Ze wszystkich tam zgromadzonych, Katie najbardziej obawiała się Bellatriks, ponieważ nigdy nie można było przewidzieć, co zamierzała zrobić. Katie przez chwilę się zastanawiała, jak oni się tutaj dostali. Po chwili ją oświeciło... Dostali się tutaj przez szafkę zniknięć. Więc, to nie było jedyne kłamstwo tego obślizgłego gada. Co on jeszcze przede mną ukrywa? Zapytała samą siebie w myślach.
Draco cały czas trzymał wysoko swoją różdżkę, wycelowaną prosto na dyrektora Hogwartu. W stronę dziewczyny zwróciła się Bellatriks z szaleńczym uśmiechem na twarzy. Zaczęła do niej powoli podchodzić. Kiedy stanęła przed nią twarzą w twarz, powiedziała.
- Proszę, proszę... Przyszliśmy zobaczyć przedstawienie, co? Nie martw się, tobą zajmiemy się później.
Włącz
Katie delikatnie wytrzeszczyła oczy, a kobieta odwróciła się i ruszyła w stronę Dracona. Kiedy znalazła się obok chłopaka, rzekła.
- Dumby, chyba wiesz, że Draco dostał wspaniałą nagrodę i zaszczyt, aby służyć Czarnemu Panu?
Kobieta chwyciła lewą rękę Ślizgona, po czym uniosła rękaw i ukazała na nim Mroczny Znak. Widząc to, Katie krzyknęła w duchu. Więc on był Śmierciożercą? Zapytała samą siebie w duchu, ale niepotrzebnie. Tak, Draco Malfoy okazał się być sługą Tego-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać.
- NO, JUŻ DRACO, ZRÓB TO! - krzyknęła Lestrange.
Nagle zza pleców, chłopak usłyszał głos, który przypominał szczekanie psa.
- Zabrakło mu odwagi. Tak jak jego ojcu.
To był Fenrir Greyback. Paskudny wilkołak, który był groźny nawet wtedy, gdy nie było pełni księżyca. Ubrany był w czarną szatę, która wydawała się przyciasna. Miał wielką szopę matowych szarych włosów i zmierzwione bokobrody. Dłonie o szarawej barwie były zakończone, długimi, żółtawymi paznokciami. Zapach jaki było od niego czuć, można było określić jako mieszaninę brudu, potu i krwi.
- Załatwmy to po mojemu - dodał wilkołak.
- NIE, CZARNY PAN CHCIAŁ, ABY ON TO ZROBIŁ! - ryknęła Bellatriks.
Nagle ktoś wpadł na Wieżę. To był Snape. Podszedł do Dracona i opuścił jego różdżkę.
- On tego nie zrobi - wycedził.
Bellatriks wstrząśnięta słowami Snape'a, zwróciła się w jego stronę.
- JAK TO ON TEGO NIE ZROBI? - wrzasnęła, okazując zaskoczenie Bellatriks. - TO JEST WOLA CZARNEGO PANA!
Dumbledore zrobił w tamtej chwili skwaszoną minę, ale bardziej zawiedzioną i smutną.
- Severusie, błagam - wyszeptał swoje ostatnie słowa.
Snape uniósł swoją różdżkę, którą trzymał w dłoni.
-
Avada Kedavra - wypowiedział głosem wypranym z emocji, a z jego różdżki wystrzeliło zielone światło, gładząc dyrektora w klatkę piersiową.
Nie minęła chwila, a Dumbledore bezwładnie wypadł z Wieży. Wszyscy słudzy Czarnego Pana krzyczeli z radości. Katie widząc to krzyknęła w duchu, po czym poczuła jak łzy zaczęły napływać do jej oczu. Nie wierzyła w to, co się wydarzyło. Profesor eliksirów zabił dyrektora Hogwartu. Najlepszego jakiego ta szkoła kiedykolwiek miała. Severus Snape zabił Albusa Dumbledore'a. Dziewczyna nie chciała dopuścić tej myśli do swojej głowy. Dlaczego Dumbledore się nie bronił? Zapytała samą siebie w myślach. Dlaczego on tego nie zrobił? Dlaczego dał się tak łatwo zabić?
Dziewczyna widziała, że Draco był przygnębiony tym co się stało. Jakby o niczym nie wiedział. Dlaczego on się nie cieszył z resztą popleczników Czarnego Pana?
Bellatriks wyczarowała Mroczny Znak na zachmurzonym niebie, po czym chwyciła Dracona pod rękę, wyprowadzając go tym samym z miejsca zbrodni.
Katie została uwolniona z ucisku. Planowała uciec, kiedy Yaxley pociągnął ją za nadgarstek i popchnął mocno do przodu, żeby szła przed nim. Przez całą drogę było słychać szaleńczo-radosny śmiech Lestrange, która niszczyła wszystko, co spotkała na swej drodze. Zniszczyła nawet pięknie udekorowaną Wielką Salę.
Kiedy znaleźli się poza terenem szkoły, każdy rozdzielił się w swoją stronę. Jedynie Snape stał w miejscu i się wszystkiemu przyglądał. Katie, która szła przed Yaxley'em, została brutalnie rzucona na ziemię przed Malfoyem.
- Pilnuj ją, żeby nam nie uciekła - syknął.
Malfoy skinął twierdząco głową, a mężczyzna ruszył w stronę Bellatriks, która rzuciła niewerbalne zaklęcie na chatkę Hagrida i momentalnie mały domek stanął w płomieniach.
Katie podniosła się z ziemi przy tym otrzepując, po czym spojrzała z pogardą na blondyna. Gdyby wzrok mógł zabijać, chłopak leżałby już martwy.
- Co ty tam robiłaś, Johnson? - syknął.
- A co cię to obchodzi, Malfoy? - zapytała przez zaciśnięte zęby, odwracając się od niego.
Nie mogła opisać swojej nienawiści do Ślizgona. Nie myślała, że mogłaby go znienawidzić kiedykolwiek jeszcze bardziej. Jak było widać, udało się. Nigdy nie sądziła, że on mógłby zostać Śmierciożercą. Nigdy nie sądziłaby, że on mógłby służyć Czarnemu Panu, ale... większość czarodziei i czarownic czystej krwi, którzy byli w Slytherinie mu służyli, więc nawet to by do niego pasowało. Katie wiedziała, że Lucjusz Malfoy też był Śmierciożercą. Pamiętała to z dnia, w którym razem z Harry'm, Ronem, Hermioną i kilkorgiem członków Gwardii Dumbledore'a udali się do Ministerstwa Magii, aby uwolnić Syriusza. Czarny Pan wykiwał wtedy Harry'ego, podsuwając mu fałszywą wizję jak Syriusz był torturowany. Wtedy rozpętała się bitwa z Śmierciożercami. Wtedy powrócił Ten-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać. Dziewczyna czuła, jakby głowa miała jej eksplodować od tego ciągłego rozmyślania.
Po chwili poczuła, jak chłopak mocno chwycił ją za ramię i odwrócił w swoją stronę. Katie zauważyła, że Draco miał wory pod oczami, jakby nie spał przez całą poprzednią noc.
- Posłuchaj, jesteśmy poza terenem Hogwartu, możesz się deportować, rozumiesz? Jeśli tutaj zostaniesz to nie wiadomo, co Bellatriks strzeli do... - urwał, gdyż Greyback złapał go pod ramię, patrząc łapczywie na dziewczynę.
- Jak Madame Lestrange skończy z tobą, dziewczyno, to może da mi ciebie trochę... zjeść.
Katie zachciało się wymiotować, kiedy to usłyszała. Czyli tak miała wyglądać moja śmierć, miałam zostać zjedzona przez wilkołaka? Zapytała samą siebie w myślach. Bała się coraz bardziej. Mogła się deportować, ale była cały czas obserwowana przez pojedynczych Śmierciożerców.
Kiedy Draco uwolnił się od wilkołaka, Snape wskazał na niego i Gryfonkę palcem, aby do niego podeszli. Blondyn podszedł do Katie i chwycił ją za nadgarstek, po czym ruszyli powoli do mężczyzny, gdy nagle usłyszeli jak Bella coś mówiła.
- Status krwi tej dziewczyny? - zapytała sennym głosem, wpatrując się w brązowowłosą.
- To na pewno szlama - warknął Yaxley, wskazując palcem na dziewczynę.
- Czysta - skłamał Malfoy.
Katie kątem oka spojrzała na Ślizgona, po czym na resztę. Nie chciała pokazać im, że była zdziwiona tym, co powiedział Malfoy. Mężczyzna opuścił swój palec, okazując przy tym zaskoczenie. Wszyscy uśmiechając się wesoło, spoglądali na siebie. Dlaczego on to zrobił? Dlaczego po prostu jej nie wydał? Czyżby, choć trochę mu na niej zależało?
Dziewczyna wiedziała jedno... Ślizgonom nie należało ufać. Wiedziała, że oni robią wszystko, by tylko osiągnąć swój cel. Może miał wobec niej jakieś plany? Nikt tego nie wiedział, oprócz niego samego.
Oboje uczniów zadziwił fakt, że Snape ich nie wydał. Nawet na nich nie spojrzał.
- SNAPE, ON CI ZAUFAŁ - z daleka było słychać znajomy krzyk.
To był Harry. Harry Potter. Szedł i zaczął rzucać w tym samym czasie zaklęciami w Snape'a.
- NO, WALCZ - rzucił jedno zaklęcie. - WALCZ, TCHÓRZU - rzucił kolejne.
Wszystkie zostały odbite przez mężczyznę. Kolejne zaklęcie. Harry padł na ziemię. Kiedy uniósł się na łokciach, zobaczył pannę Johnson. Jeszcze bardziej rozwścieczony wstał i zaczął miotać kolejnymi zaklęciami.
Kiedy zobaczył Katie stojącą obok Malfoya to coś jakby w nim wybuchło. Chciał ją odbić. Chciał, aby wróciła z nim do Zamku. Nie chciał jej stracić. Była dla niego bardzo ważna, tak jak Ron i Hermiona. Zacisnął mocno zęby, po czym wstał.
-
Sectumsempra - Snape odbił zaklęcie, trafiając w Harry'ego.
Odwrócił się w stronę Dracona i Katie, mówiąc.
- Uciekajcie stąd.
Draco trzymając nadal Katie za nadgarstek, pobiegł w stronę reszty przestępców. Katie biegła za chłopakiem, nie mając żadnego wyboru. Próbowała się zatrzymać, ale nie potrafiła. Blondyn za mocno ją ciągnął za sobą. A po chwili...
Witajcie :)
Oto przybyłam z nowym rozdziałem. Był napisany dwa dni po poprzednim, ale musiałam wprowadzić do niego poprawki. Szczerze, to chciało mi się nawet płakać jak go pisałam. Ciekawa jestem waszych wrażeń, także... Poświęćcie tą jedną minutkę i napiszcie komentarz na jego temat, bo dla każdego autora/autorki opowiadania ważna jest każda opinia, nie ważne czy pozytywna czy negatywna :)
Pozdrawiam i życzę miłych wakacji,
Catherine